Medycznego wykształcenia nie mam, ale czytać umiem...


Andrzej Iwaniuk

sobota, 7 grudnia 2013

Bogowie w Białym Domu

... rozgrywają swoje gierki. Pionkami są obywatele USA i w sumie całego naszego ziemskiego świata. 11 września 2001 roku, tzw. "zamach terrorystyczny" na WTC - kolejne posunięcie wytrawnych i nieobliczalnych graczy. A poważniejsze, wcześniejsze ruchy na planszy ziemskich rozgrywek? Ile ich jeszcze poznamy? Czas na kolejną, tę z 1941 roku: PEARL HARBOR.

* * *

"7 grudnia 1941 r. - data, która będzie znana jako dzień hańby - Stany Zjednoczone Ameryki zostały nagle i celowo zaatakowane przez morskie i powietrzne siły Cesarstwa Japońskiego" - tak prezydent Franklin D. Roosevelt zaczął swoje przemówienie przed Kongresem nazajutrz po ataku na Pearl Harbor, wojskową bazę na wyspie Oahu na Hawajach. Faktycznie, USA poniosły wówczas dotkliwe straty: 2387 poległych i 1125 rannych; zatopionych lub ciężko uszkodzonych zostało osiem pancerników, do tego kilka innych okrętów; Amerykanie stracili też 169 samolotów, a drugie tyle było uszkodzonych. Obraz po 110 minutach bitwy malował się więc tragicznie.

Czy jednak atak na Pearl Harbor był rzeczywiście "nagły"? 

Od dekad wokół bitwy krąży teoria spiskowa, że prezydent USA i wywiad tego kraju wiedzieli, co szykują Japończycy. Dla Roberta B. Stinnetta, autora książki "Dzień kłamstwa. Prawda o Pearl Harbor", który sam jest weteranem walk na Pacyfiku, nie są to tylko plotki. W swojej publikacji twierdzi on, że nalot nie był takim zaskoczeniem, jak to próbowano wówczas przedstawić USA prowokowały Japonię do agresji.
amerykańskiemu społeczeństwu. Co więcej, Stinnett pisze, powołując się na odkryte dokumenty państwowe, że
(...)
Po bitwie o Pearl Harbor, USA nie mogły dłużej pozostać neutralnym państwem wobec toczącej się od dwóch lat wojny. Według Roberta B. Stinnetta to był powód, dla którego amerykańskie władze i prezydent Roosevelt dopuściły do ataku.

"Wobec narastających w społeczeństwie nastrojów izolacjonistycznych nie pozostało mu nic innego, jak zapewnić Ameryce udział w walce o wolność nieco okrężną drogą. Wiedział, że ludzie zapłacą za to życiem. Ilu zginie - tego wówczas nie mógł przewidzieć" - pisze autor "Dniu kłamstwa...". Na czym Stinnett opiera swoją ocenę?

Memorandum McColluma

W 1940 r. Amerykanie nie byli chętni do przystąpienia do wojny, która obejmowała już nie tylko Stary Kontynent, ale też północ Afryki, a w Azji sojusznikiem Berlina i Rzymu było Tokio. Zbyt dobrze pamiętali jeszcze poprzedni światowy konflikt. Jednak właśnie tego roku, 7 października, powstało memorandum Arthura McColluma, oficera z Biura Wywiadu Marynarki Wojennej, adresowane do komandorów Waltera S. Andersona i Dudleya W. Knoksa, doradców Roosevelta. Po latach do notki dotarł Stinnett - zawierała ona listę ośmiu działań, które miały... prowokować Japonię.

"Jeśli w wyniku zastosowania tych środków Japonia posunie się do jawnego aktu agresji, tym lepiej. Musimy być przygotowani na to, że wojna tak czy inaczej wybuchnie" - tymi słowami kończy się przedstawiony w książce dokument. Jej autor twierdzi, że treść notki znał także sam prezydent.

Osiem działań

Wśród proponowanych przez McColluma posunięć było:
> wysłanie dywizjonu krążowników i dwóch dywizjonów okrętów podwodnych na Daleki Wschód;
> zgrupowanie amerykańskiej floty na Hawajach (prowokując do ataku);
> namówienie holenderskich władz do wstrzymania dostaw ropy dla Japonii i do udostępnienia ich urządzeń wojskowych w Holenderskich Indiach Wschodnich;
> pomoc dla Czang Kaj-szeka;
> uzyskanie od Wielkiej Brytanii zgody na korzystanie z baz na Pacyfiku
> nałożenie - wspólnie z Londynem - embarga na handel z Tokio.

Plan zaczęto stopniowo wcielać w życie. Ale i Japończycy nie próżnowali, strategicznie grupując swoje siły i próbując zdobyć jak najwięcej informacji o stanie amerykańskich wojsk. Pisali swoją wojenną partyturę, której pierwszy akt miał zabrzmieć w Pearl Harbor. Wstępne plany ataku były gotowe już w styczniu 1941 r.

Złamanie kodów

Stinnett podaje, że już jesienią 1940 r. amerykańscy kryptoanalitycy mieli złamać dwa japońskie kody łączności. Chodziło o szyfr, którym posługiwało się japońskie MSZ ze swoimi placówkami dyplomatycznymi, tzw. kod purpurowy oraz część kodów morskich serii Kaigun Ango (nazywanych przez Amerykanów 5-Num, ponieważ był oparty na pięciu cyfrach). Według autora książki, od tego czasu, a więc ponad rok przed uderzeniem na Pearl Harbor, marynarka wojenna USA mogła śledzić ruchy przeciwnika. W 1941 r. zaś - twierdzi Stinnett - kryptolodzy znali już cztery kody japońskiej marynarki.

Co ciekawe, wśród dowodów komisji Kongresu, badającej tuż po wojnie sprawę uderzenia na Pearl Harbor, a także Komisji Thurmonda z 1995 r. nie ma depesz japońskich, przejętych i przetłumaczonych przed atakiem, które mogły świadczyć o zbliżającym się zagrożeniu. Ukryto nawet informację o tym, że amerykańscy kryptolodzy złamali jeszcze przed atakiem na Hawaje japońskie kody łączności. "Kongres nie poznał prawdy" - czytamy w "Dniu kłamstwa. Prawda o Pearl Harbor".

"Śmiertelny cios"


W swojej książce Stinnett podał jako dowód "mitu o rzekomym niespodziewanym ataku na Pearl Harbor" radiogramy Japończyków z końca listopada 1941 r. Wśród nich m.in. dwie depesze admirała Isoroku Yamamoto, dowodzącego japońską marynarką. Rozkazywał on udać się zespołowi

Przedstawione meldunki, które przez dziesięciolecia nie ujrzały światła dziennego, przeczą więc informacjom o zachowaniu ciszy radiowej przez stronę japońską w dniach poprzedzających nalot na Pearl Harbor.
uderzeniowemu z Zatoki Hitokappu w kierunku Hawajów, gdzie "zaatakuje trzon floty Stanów Zjednoczonych" w tym rejonie, "zadając śmiertelny cios".

Przecieki

Ostrzeżenia o ataku miały jednak dotrzeć do Waszyngtonu znacznie wcześniej. Stinnett opisuje, jak 11 miesięcy przed atakiem na USA peruwiański dyplomata pracujący w Tokio powiadomił swojego amerykańskiego kolegę po fachu, że dowiedział się w kilku źródłach, iż Japonia może uderzyć znienacka na Pearl Harbor. Odpowiedni telegram został natychmiast przesłany do Waszyngtonu. Jednak w Wywiadzie Marynarki Wojennej Arthur McCollum - autor poufnej notki z "ośmioma działaniami" - przedstawił ją dowódcy Floty na Pacyfiku adm. Husbandowi Kimmelowi jako... "plotkę".

Kolejne niepokojące doniesienia z Tokio przyszły na początku listopada 1941 r. Amerykański ambasador w Japonii Joseph Grew alarmował, że dowiedział się o naradzie cesarza Hirohito z jego sztabem, podczas której zdecydowano o wypowiedzeniu wojny USA. Waszyngton odpowiedział ogłoszeniem Pacyfiku obszarem "czystego morza".

Szpiedzy na Hawajach

Na samych Hawajach działali też japońscy agenci, którzy oficjalnie piastowali stanowiska dyplomatyczne. Jednym z nich był Tadashi Morimura, młody sekretarz konsula, który przybył do Honolulu w 1941 r. Amerykanie podejrzewali, że jest szpiegiem, nim jeszcze Japończyk postawił nogę na amerykańskiej ziemi - dowodzi Stinnett, powołując się na odtajnione dokumenty wywiadu marynarki oraz swoje wywiady. Amerykańskie służby kontrolowały działania Morimury, przechwytywały też jego telegrafy i telefony, podczas gdy japońscy agenci robili na Oahu rozpoznanie bazy morskiej Pearl Harbor i innych celów militarnych. Zupełnie inaczej przedstawia się oficjalna wersja wydarzeń, według której agenci nie mieli dostępu do meldunków Japończyka.

Tak czy inaczej, na nic zdały się ostrzeżenia, ponieważ nie dotarły do dowódcy Floty Pacyfiku i dowódcy obrony lądowej Hawajów gen. Waltera Shorta. "Przez ponad pięćdziesiąt lat najwyżsi funkcjonariusze FBI zaprzeczali, jakoby przed 7 grudnia 1941 r. wiedzieli o wywiadowczej misji Yoshikawy alias Morimury. Ich zaprzeczenia są niczym innym, jak dowodem na to, że w sprawie Pearl Harbor od początku panowała zmowa milczenia" - pisze autor książki o początku wojny na Pacyfiku. Według niego o szpiegu wiedział nie tylko wywiad, ale sam prezydent Roosevelt.

Nadchodzi wojna

Nie tylko jednak groźnie brzmiące japońskie noty mogły wzmóc czujność Amerykanów przed zbliżającym się atakiem. Już samo to, że na przełomie listopada i grudnia 1941 roku stacje nasłuchowe notowały wzmożoną aktywność meldunków japońskich okrętów z północno-wschodniego Pacyfiku powinno być alarmującym sygnałem. Do tego Stinnett zwraca uwagę, że późną jesienią tego roku Japonia zaczęła wycofywać z mórz swoją flotę handlową. W ostatnich dniach listopada załamały się też negocjacje USA z Japonią. Wojna zbliżała się dużymi krokami.

Niektóre dowody - jak prezentuje autor książki - tajemniczo jednak wyparowały z archiwów marynarki. Do dziś pozostaje zagadką, kto i co wiedział o przejętym 2 grudnia radiogramie Yamamoto: Niitaka Yama Nobre, 1208 ("Wspinajcie się na górę Niitaka, 12.08") oraz kiedy został on przetłumaczony - przed czy dopiero po ataku na Pearl Harbor? Depesza mogła sugerować Amerykanom, że japońskie siły otrzymały wezwanie do trudnego, bojowego działania i datę. 

Pierwsze wątpliwości

Atak na Pearl Harbor był początkiem wojny na Pacyfiku. Trzy dni po nalocie USA wypowiedziały wojnę także dwóm pozostałym państwom Osi, Niemcom i Włochom. Waszyngton miał poparcie rzeszy Amerykanów, wszak doszło do ataku na ich ojczyznę. Ale tak jak szybko rozpalono popierające wojnę emocje, tak też zaczęły się tlić wątpliwości: czy ataku nie można było przewidzieć?

Już w styczniu 1942 r. powstał pierwszy raport komisji w tej sprawie. Podobne gremia badały historię Pearl Harbor do 1946 r. Sprawę wznowiono w 1995 r. Jednak, jak twierdzi Stinnett, nawet ostatnia komisja nie zdołała zgromadzić wszystkich dowodów. Część z nich publikuje w swojej książce - część przepadła, inne nadal spoczywa w archiwach, chroniąc "tajemnice państwowe".

"Mniejsze zło"

"Jakkolwiek odrażające wyda się to rodzinom ofiar i weteranom II wojny światowej, do których zalicza się również autor (R.B, Stinnett - przyp.), z perspektywy Białego Domu nalot na Pearl Harbor był mniejszym złem; czymś, przez co trzeba przejść po to, aby powstrzymać większe zło - nazistowskich najeźdźców, którzy już rozpoczęli Holocaust i zagrażali Anglii inwazją" - konkluduje autor książki "Dzień kłamstwa. Prawda o Pearl Harbor".

* * *

źródło:
http://konflikty.wp.pl/gid,16236366,kat,106090,title,Przez-lata-ukrywano-prawde-o-Pearl-Harbor,galeria.html

(Na podstawie: R. B. Stinnett "Dzień kłamstwa. Prawda o Pearl Harbor" oraz "Pearl Harbor 1941. Dzień hańby" wyd. Osprey)

* * *

... i historia jak przed tragedią WTC, gdy mimo 17 agencji rządowych pilnujących bezpieczeństwa kraju: "atak był kompletnym zaskoczeniem"! Jak tak się zastanowić nad tym głębiej, to... chyba teraz tylko niemyślący w to naprawdę wierzy. A i kontynuując myślenie: przed jakim większym złem uchronili bogowie z Białego Domu swój Naród, zgotowawszy mu "tragedię WTC"?


wtorek, 3 grudnia 2013

Tak się szprycuje mięso chemią



Niby o tym wiemy, niby tego jesteśmy świadomi, ale... warto znać konkrety...

Źródło: http://pieniadze.fakt.pl/Tak-sie-szprycuje-mieso-chemia,artykuly,210356,1.html

To scena jak z filmu grozy, ale dzieje się naprawdę! Pracownik zakładu mięsnego wkłada niewielki kawałek szynki do specjalnej maszyny. Po chwili dziesiątki igieł pompują w tę wędlinę fosforany, rakotwórcze substancje konserwujące i wzmacniacze smaków. Efekt? Z ważącej kilogram szynki wychodzi kawałek o wadze dwukrotnie większej – by producent zarobił krocie! Takie napompowane chemią mięso trafia potem do sklepów. A my to kupujemy i się trujemy! Co gorsza, to wszystko jest legalne...

– Już pod koniec lat 90. w naszym zakładzie zamontowano tak zwaną nastrzykiwarkę – zdradza nam pracownik zakładu mięsnego w północno-wschodniej Polsce – To jest maszyna co w mięso wbija setki igieł, z których płynie chemiczna substancja. Mięso dosłownie puchnie w oczach i co dziwne nic z niego później nie wycieka! – opowiada nam pracownik.


I dodaje, że takie „powiększanie” mięsa to codzienność w dużych zakładach. – Proceder jest w pełni legalny, bo nie obowiązują żadne normy w tym zakresie – podkreśla nasz informator. Nie ukrywa też, że po wprowadzeniu takich technologii zakłady mięsne stały się prawdziwymi fabrykami mięsa.

Kiedyś z tony mięsa robiło się około 700 kilogramów gotowego wyrobu, teraz można zrobić z tony ponad dwie tony, to czysty zysk bo woda i chemia jest tania. Prawdziwe eldorado zaczęło się po wejściu Polski do Unii Europejskiej, bo przestały obowiązywać wszelkie normy i receptury

– kontynuuje pracownik koncernu mięsnego.

Obecnie to zakład decyduje z czego będzie wyprodukowana wędlina, ile w niej będzie chemii i wody. Dla kontrolerów ważne jest tylko to żeby wszystko znalazło się na etykiecie – z reguły mało czytelnej dla konsumenta z jakimiś tajemniczymi kodami „E”.


Chemia dostarczana jest do przetwórni w beczkach i plastikowych pojemnikach.
– To się miesza z wodą i za pośrednictwem nastrzykiwarek szprycuje wędliny. W ten sposób mięso powiększa swoją objętość dwukrotnie – opisuje proces nasz informator.
Co gorsza takie chemiczne mięso nie idzie do wędzenia, a do malowania jak auta w lakierni! Zalewa się je tak zwanym preparatem dymu wędzarniczego.

– Jeżeli byłoby wędzone w wędzarni, to woda odparowałaby, a tak nie traci na wadze, po tym wszystko jest pakowane w folię i idzie do dystrybucji – kończy pracownik zakładu.

Co dalej? Zapakowane, najczęściej w folię mięso trafia do marketów. Co możemy zrobić, by ustrzec się przed chemiczną bombą mięsną? Specjaliści radzą dokładnie czytać etykiety i wystrzegać się tych wędlin, które w składzie mają dodatki ze znaczkiem „E”.

* * *
... a czy w ogóle jest produkt mięsny z opisem, ale "bez E w składzie"? On jest jak Yeti: mówi się o nim, ale nikt go nie widział :-|



sobota, 30 listopada 2013

Poznać prawdziwe oblicze amerykańskiej demokracji: STRATEGIA NAPIĘCIA

"STRATEGIA NAPIĘCIA oznacza, że detonuje się bombę i mówi się, że to nasz wróg"

"Dziesięciolecia terroru wobec własnej ludności, o który obwiniono ekstremistów, sfinansował i zaplanował Biały Dom"

Temat terroryzmu, podsycany kolejnymi rocznicami "zamachu Talibów" na WTC - wraca ze zwielokrotnioną siłą: tym razem w innej odsłonie. Filmy krążące w jedynym wolnym medium: Internecie (jak na razie jeszcze wolnym) - pozwalają ludziom mieć świadomość tego, co się na prawdę dzieje. Mainstreamowe media urabiają nas jak wprawny kucharz ciasto na pierożki: co nam podadzą
na tacy info - wierzymy w to, wierzymy, że taki jest świat, jaki nam pokazują. Urabiają nas - i same są urabiane, bo pewnych tematów nawet nie ugryzą; gdyby ugryzły - to byłby koniec ich działalności. A jaki? Chociażby: "atak paskudnych terrorystów z Alkaidy na budynki i urządzenia techniczne stacji". Przecież "niekontrolowane" watahy terrorystów to najlepsze siły szybkiego reagowania. Cokolwiek można zrobić komukolwiek - i zrzucić winę na muzułmańskich ekstremistów. Bo jak się tak nad tym poważniej zastanowić: po co mieliby to robić? Po co zamachy na WTC, Pentagon, w Madrycie... Kto na nich tak naprawdę zyskał i - zawsze zyskuje?

"Trzeba było zaatakować cywili, ludzi, kobiety, dzieci, osoby nie zamieszane w jakiekolwiek polityczne gry. To pozwoliłoby władzom wprowadzić stan alarmowy"

Warto poświęcić 13 minut swego cennego czasu i oglądnąć:

http://www.youtube.com/watch?v=pz3afjM49sw#t=37

Film wyemitowała stacja Russia Today, jakby nie było - coś znacząca. A tak na marginesie: ciekawe, czy "terroryści" w tę stację uderzą...;-)



niedziela, 17 listopada 2013

Chronicznie chore dzieci XXI wieku




Dzisiejsze dzieci i młodzież są najbardziej biologicznie uszkodzonym młodym pokoleniem w historii ludzkości:

--> pierwszym o inteligencji średnio niższej niż u ich rodziców,
--> ponad 20% amerykańskich dzieci cierpi dziś na jakąś chorobę mózgu, ponad 60% - na jakąś chorobę chroniczną,
--> według WHO - obecni młodzi żyć będą średnio o 10 lat krócej niż ich rodzice.
--> autyzm: tragedia dzieci XXI w W USA są już miliony dzieci autystycznych (1 dziecko na 50/30)

Epidemia autyzmu koreluje z epidemią szczepień niemowląt; to rodzice jako pierwsi wskazali na związek autyzmu ze szczepieniami.

Szczepienia bezpieczne? 


--> Sąd Najwyższy i Narodowy Instytut Zdrowia w USA oficjalnie uznały szczepienia za „nieuchronnie niebezpieczne”. W Amerykańskiej rządowej bazie VAERS zarejestrowano ponad 5417 zgonów poszczepiennych (to tylko ok. 5% wszystkich prawdopodobnych, tzn. było ich więcej niż 100 000).
--> Rząd USA wypłacił od 1989 r. pond 2,6 miliarda $ odszkodowań za powikłania poszczepienne, w tym encefalopatie, czyli autyzm.

Establiszment medyczno-farmaceutyczny nadal zaprzecza związkom autyzmu ze szczepieniami i sponsoruje zmanipulowane „badania” z zamówionymi wnioskami, że szczepienia są całkowicie bezpieczne. Wszystkie niezależne badania (ponad 20) oraz miliony rodziców na całym świecie wskazują na taki związek.

Mit: Szczepionki ocaliły ludzkość od chorób zakaźnych

Szczepienia miały bardzo ograniczony udział w zmniejszeniu umieralności na choroby zakaźne.
Skuteczne zaś były:
- poprawa higieny i wykształcenia rodziców,
- poprawa warunków życia (odżywienie, dostęp do czystej wody; kanalizacja)
- produkcja i rozpowszechnienie syntetycznych antybiotyków (1940).

Współczesne doświadczenia krajów Europy Zachodniej: znacznie mniejszy procent rodziców niż
w Polsce szczepi dzieci, lecz prawie nikt nie umiera na dziecięce choroby zakaźne (dane z ECDC).


Czy szczepienia niemowląt są konieczne? 

--> Mleko matki zawiera przeciwciała, leukocyty, enzymy i substancje wspomagające układ odpornościowy. Mleko matki, która nie przeszła chorób zakaźnych, ma mniej przeciwciał lub nie ma ich wcale.

Dzięki transferowi matczynych przeciwciał przez łożysko oraz mleko niemowlę uzyskuje od matki oporność pasywną na wiele miesięcy - stąd karmienie mlekiem matki jest tak ważne. "Mleko z puszki" nie spełnia tej tak ważnej funkcji.

Niedojrzały układ odpornościowy niemowlęcia nie odpowiada na szczepienia adekwatną produkcją przeciwciał (zastępczy wskaźnik skuteczności). Manipuluje się układem odpornościowym niemowlęcia przez sztuczną stymulację i wywołanie stanu zapalnego (toksyczne adjuwanty - 
aluminium, tłuszcze, skwalen) oraz wielkokrotne podawanie szczepionek. 

adjuwant - substancja powodująca wzmocnienie poszczepiennej odpowiedzi odpornościowej na podany antygen

Przeciwciała w mleku matki interferują z produkcją przeciwciał po szczepieniu. Firmy szczepionkowe proponują, by matki przestały karmić niemowlęta aby wytworzyły one przeciwciała na szczepionkowe antygeny. Trudno o większą arogancję wobec dziecka, matki, i natury - pogardę dla nich...

Liczba szczepień koreluje z umieralnością niemowląt i małych dzieci.


Toksyczne składniki szczepionek

Oprócz antygenów (bakterie, wirusy, ich fragmenty):
--> konserwanty: rtęć organiczna (Et-Hg; tiomersal, thimerosal), formaldehyd, 2-phenoxyethanol, aldehyd glutarowy, inne. Rtęć - silnie neurotoksyczna.
--> adjuwanty (związki aluminium, skwalen, oleje - arachidowy, sezamowy, inne) - nasilają odpowiedź immunologiczną wywołując stany zapalne i choroby autoimmunologiczne, alergie,
choroby degeneracyjne. Aluminium - neurotoksyczne.
-->  detergenty (Polisorbat 80). Zwiększają przenikanie toksycznych składników szczepionek do komórek, uszkadzają komórki.
-->  zanieczyszczenia: obce białka, bakterie, wirusy, materiał genetyczny z hodowli komórkowych (np. z tkanek małp). Powodują choroby nowotworowe, autoimmunologiczne.

Wszystkie toksyczne składniki szczepionek osobno i w kombinacji mogą zaburzać procesy
rozwoju mózgu i powodować autyzm oraz inne choroby mózgu, choroby neurodegeneracyjne i autoimmunologiczne. Szczególnie jest to groźne dla niemowląt z nierozwiniętym układem odpornościowym i nerwowym oraz niedojrzałą barierą krew/mózg, dzięki czemu składniki szczepionek przedostają się bezpośrednio do mózgu.

Aluminium w szczepionkach
Dawki Al, które dzieci otrzymują w szczepionkach do 6 miesiąca życia, od 15 do 49 razy przewyższają dawki uznane za bezpieczne przez U.S. Food and Drug Administration.

Tu warto wrócić /w poście o herbacie zielonej o tym było wspominane/ do ważnego wątku: NIE PIJCIE HERBATY Z CYTRYNĄ, ani herbaty czarnej, ani zielonej. Reakcje, jakie w takim napoju zachodzą, powodują wydzielanie szkodliwych związków aluminium i kadmu, doprowadzając do tworzenia trudno usuwalnych z naszego organizmu substancji toksycznych. Samo aluminium (czyli glin) zawarte w liściach herbaty nic nam nie zrobi złego, ale kiedy połączy się w tym napoju z kwasem cytrynowym i powstanie cytrynian glinu, związek ten zacznie wchłaniać się do Waszego ustroju i Was zatruwać.

Neurotoksyczność związków aluminium: 

--> 340 publikacji naukowych
--> przenika z krwi do mózgu i gromadzi się w nim
--> indukuje wiele toksycznych reakcji
--> aktywuje procesy zapalne i stres oksydacyjny
--> powoduje encefalopatie (ogólne określenie uszkodzenia mózgu przez czynniki różnego pochodzenia, którego skutkiem są różnego rodzaju zaburzenia zachowania, zwane charakteropatią), choroby neurodegeneracyjne (Alzheimera i Parkinsona, padaczka, ataksja, demencja, uszkodzenie neuronów ruchowych), obumieranie neuronów, proliferację mikrogleju (silny przerost komórek nieneuronalnej centralnego układu nerwowego)
--> toksyczne dla nerek, płuc i gonad (gonady - gruczoły płciowe, rozrodcze)
--> Al indukuje procesy zapalne w mózgu 


Neurotoksyczność tiomersalu

Tiomersal (thimerosal) - organiczny związek Hg, konserwant szczepionek


--> neurotoksyczność tiomersalu -36 publikacji, neurotoksyczność Hg (rtęci) - 833 publikacje
--> Al potęguje neurotoksyczność Hg
--> WHO uznała, że rtęć w środowisku jest zagrożeniem dla życia i zdrowia, ale wstrzykiwana do krwi niemowląt jest „bezpieczna”. Fałszywa i nieodpowiedzialna opinia otwiera drzwi
do przywrócenia stosowania toksycznej rtęci w szczepionkach także w krajach zachodnich, w których została wcześniej usunięta jako toksyczna.
--> uszkadza komórki układu odpornościowego, upośledza funkcje tego układu. Zaburzenia układu odpornościowego są typowe dla autyzmu.
--> niszczy florę bakteryjną w układzie pokarmowym, sprzyja kolonizacji przez patogenne bakterie (clostridium) i drożdże
--> uszkadza mózg; autyzm to chroniczny stan zapalny mózgu
--> więcej o tym: patrz źródło

P o d s u m o w a n i e

--> Zbyt wczesne, toksyczne, nadmierne szczepienia wydają się najbardziej prawdopodobną przyczyną autyzmu.
--> Dzieci nieszczepione znacznie rzadziej chorują na autyzm.
--> Wiele składników szczepionek może wywoływać encefalopatię poszczepienną (autyzm).
--> Powikłania poszczepienne zależą od: składu szczepionek, zanieczyszczeń, zdolności organizmu do samooczyszczania, reaktywności i dojrzałości układu odpornościowego, wcześniejszych stresów, stanu zdrowia, wrażliwości osobniczej na toksyny, dojrzałości układu nerwowego, innych czynników.
--> Hg, Al, inne adjuwanty, bakteryjne i wirusowe toksyny oraz zanieczyszczenia - najbardziej groźne.
--> Szczepienia zaburzają też układ odpornościowy i florę bakteryjną jelit, wywołują ostre i chroniczne stany zapalne układu pokarmowego (u ok. 70% dzieci autystycznych).


Źródło/więcej na:
http://pl.scribd.com/doc/180595876/Autyzm-i-Szczepienia-Prof-Maria-Dorota-Majewska

sobota, 21 września 2013

Żarówkowi ściemniacze

Czy nie powinna zastanowić eko-europejczyka taka sytuacja: robi się zdrowotny rwetes wycofując termometry z rtęcią, bo jest "śmiertelnie szkodliwa" - z tym się absolutnie zgadzam - a jednocześnie wprowadza w miejsce zdrowych żarówek, energooszczędne żarówki z... rtęcią? Nawet się nie pozostawia ludziom wyboru: mają mieć rtęć w domu i basta! - tradycyjne żarówki znikają. Oczywiście to wszystko dzieje się w otoczce eko-pozytywów: chronimy środowisko, czyli samych siebie. Ale... czy na pewno...? 

Żyjemy w takiej rzeczywistości, że w prawie każdym jej wątku jest drugie dno

Żarówki energooszczędne, wspierane skutecznym lobbingiem producentów, szturmem przejęły rynek oświetlenia w Europie. Konsumenci często nie są jednak świadomi, że popularne świetlówki zawierają rtęć, a ta niesie ze sobą cały szereg groźnych dla naszego zdrowia i życia konsekwencji - informuje Gazeta Wyborcza.
W ostatnich latach zgodnie z rozporządzeniem Unii Europejskiej ze sklepowych półek znikać zaczęły tradycyjne żarówki. Pierwszego września 2009 pożegnaliśmy się z modelami 100-watowymi, a w kolejnych latach systematycznie stawały się niedostępne do użytku domowego także żarówki o mniejszej mocy. Ostatecznie rok temu ze sklepów wycofano żarówkę 25-watową, a jako alternatywę pozostawiono nam energooszczędne źródła światła. Czy jednak nowe technologie są lepsze od tych tradycyjnych?

Ustawodawcy dopiero niedawno zdali sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie niesie ze sobą rtęć. Organizacja Narodów Zjednoczonych w 2009 roku rozpoczęła program, który w efekcie doprowadzić ma do ogólnoświatowego zakazu używania rtęci. W pierwszej kolejności, rtęć znikać zaczęła z gospodarstw domowych. Był jednak jeden wyjątek - zakaz nie objął świetlówek - informują twórcy filmu dokumentalnego "Żarówkowi Ściemniacze":

http://www.youtube.com/watch?v=6rZMrYen8No

A może więc rtęć zawarta w świetlówkach nie niesie ze sobą poważnego zagrożenia? Nic bardziej mylnego. Głośnym przypadkiem był przykład rodziny Laus z Niemiec. W styczniu 2010 w ich domu doszło do z pozoru niegroźnego wypadku - przewróciła się lampka nocna, a będąca w niej źródłem światła świetlówka uległa stłuczeniu. Jak poważne skutki niosło ze sobą to wydarzenie, rodzina przekonała się dopiero trzy tygodnie później, kiedy u swojego 4-letniego syna Maxa zaobserwowali wypadanie włosów. Z czasem stan ten zaczął się pogarszać - chłopiec całkowicie stracił włosy i brwi, a co gorsza pojawiły się u niego drgawki i problemy z oddychaniem. Jedynym ratunkiem była seria zabiegów mających na celu usunięcie rtęci z organizmu. Ze względu na skażenie, dom państwa Laus do dziś nie nadaje się do zamieszkania.

Groźne opary

W zapalonej świetlówce rtęć przechodzi w stan gazowy i z łatwością może wydostać się na zewnątrz w wyniku stłuczenia. Ostre zatrucie oparami rtęci prowadzić może do zapalenia płuc i oskrzeli, niewydolności krążenia, uszkodzenia nerek i układu nerwowego. Długotrwałe wdychanie małych ilości rtęci prowadzić może do wypadania zębów, drżenia kończyn, upośledzenia pamięci i zmian osobowości. Nic więc dziwnego, że ta kwestia wzbudza niepokój.

Laboratorium Analiz Chemicznych i Mikrobiologicznych LAFU dostaje ponad 1000 zgłoszeń rocznie dotyczących badania pomieszczeń pod względem występowania trucizn i czynników chorobotwórczych. 90 procent szukających pomocy cierpi na choroby o nieustalonych przyczynach, których objawy nie ustępują pomimo długotrwałych kuracji lekowych. Mało kiedy badane są domy chorych pod względem występowania trucizn i metali ciężkich groźnych dla zdrowia.
"Każdy atom rtęci powoduje szkody. Nawet bardzo niewielkie dawki mogą być przyczyną groźnych schorzeń" - tłumaczy Joachim Mutter, specjalista medycyny środowiskowej. I dodaje: "szczególnie groźne są pary, ponieważ absorbujemy je niemal w całości.” Wchłonięta w ten sposób rtęć nie jest wydalana przez organizm i może pozostać w nim nawet przez kilkadziesiąt lat.

Ile rtęci w świetlówce?

Producenci starają się uspakajać i przekonują, że ich produkty spełniają normy. Te jednak same w sobie budzą wątpliwości - zgodnie z nimi zawartość rtęci w żarówkach nie powinna przekraczać 5 mg. Jednak i taka, dopuszczalna ilość wystarczyć może do zatrucia 5000 litrów wody. Co więcej, jak przekonują twórcy filmu „Żarówkowi Ściemniacze”, kontrole wprowadzanych na rynek produktów są wykonywane bardzo powierzchownie i nie mają żadnych podstaw naukowych.

Co dalej?

W 2009 roku pod egidą ONZ powstała Międzynarodowa Konwencja Minamata zrzeszająca 140 krajów. Jej nazwa wywodzi się od japońskiego miasta Minamata, gdzie w pierwszej połowie XX w. doszło do masowego skażenia ludności rtęcią. Po czterech latach negocjacji Konwencja przyjęła traktat, który ma zacząć obowiązywać w ciągu 3-5 lat - zgodnie z jego postanowieniami, docelowo do roku 2020 roku ma wejść w życie globalny zakaz międzynarodowego obrotu rtęcią. W tym także zawierającymi je lampami fluorescencyjnymi.


źródło: 
> http://tech.wp.pl/kat,130038,title,Swietlowki-swiatlo-niebezpieczne-dla-zdrowia,wid,15930155,wiadomosc.html?ticaid=111594
> Gazeta Wyborcza, "Żarówkowi Ściemniacze"

niedziela, 30 czerwca 2013

ADHD to fikcyjna choroba

... czyli "Życie w Matrixie" - serialu ciąg dalszy...

* * *

 Leon Eisenberg - amerykański psychiatra; „stworzył” ADHD w 1968 roku. Jego naukowe badania nad ADHD miały niewątpliwie jeden sukces – przyczyniły się do wzrostu sprzedaży leków.

Eisenberg zajmował znaczące stanowiska: w latach 2006-2009 zasiadał w Komisji do klasyfikacji chorób DSM V i ICD XII Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, otrzymał nagrodę Ruane Prize za badania psychiatryczne dzieci i nastolatków, a przede wszystkim – był liderem w dziecięcej psychiatrii przez ponad 40 lat.


ADHD (ang. Attention Deficit Hyperactivity Disorder) tłumaczy się jako zespół nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi.

O ADHD słyszymy już od dawna. Nadpobudliwe dziecko, które w nadmiarze energii „skacze po ścianach” doprowadzając tym samym swoich opiekunów do kresu wytrzymałości, szybko otrzymuje etykietkę „ADHD”. Za przyczynę ADHD podaje się uwarunkowania genetyczne (jeśli trudno ustalić wyraźną przyczynę, najłatwiej zrzucić na geny), osoby z ADHD według powszechnej wersji mają specyficzne wzorce pracy mózgu. Jednak czy aby na pewno?

 „Odkrywca” ADHD, Leon Eisenberg, kilka miesięcy przed śmiercią (2009 r.) wyznał, że 

ADHD to fikcyjna choroba

 - tak też głosi cytat z ostatniego wywiadu z „ojcem ADHD” na okładce niemieckiego pisma „Der Spiegel” – wydanie z 2 lutego 2012 roku. Po co „tworzyć” chorobę? Jak pokazuje przykład chociażby nowotworu: na chorobie można całkiem nieźle zarobić. Najpopularniejszym sposobem „leczenia” ADHD jest farmakoterapia z lekiem Ritalin na czele. Tylko w samych Niemczech sprzedaż leków na ADHD wzrosła z 34 kg (w 1993 roku), do 1760 kg (w 2011 roku) – co oznacza 51 krotny wzrost sprzedaży (!). W Stanach Zjednoczonych co dziesiąty chłopiec wśród dziesięciolatków codziennie zażywa leki na ADHD. A jest to tendencja rosnąca.

Szwajcarska Narodowa Komisja Doradcza w sprawie Bioetyki* (NEK) skrytykowała użycie Ritalinu. W opinii NEK z 22 listopada 2011 roku czytamy, że środki farmakologiczne zmieniają zachowanie bez żadnego wkładu ze strony dziecka. Doprowadziło to do ingerencji  w wolność i prawa człowieka, ponieważ środki farmakologiczne wywołują zmiany w zachowaniu, ale nie uczą dzieci jak samodzielnie osiągnąć te zmiany. W ten sposób dzieci są pozbawiane umiejętności uczenia się na doświadczeniu, ich wolność jest ograniczona, a rozwój zablokowany. Zadaniem psychologów, nauczycieli i lekarzy jest bycie mądrym przewodnikiem dla dziecka w jego naturalnym rozwoju.

Może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale „stworzyć” chorobę nie jest trudno – wystarczy sięgnąć do źródła, czyli do zespołu decydującego o klasyfikacji chorób (DSM – klasyfikacja zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego lub ICD – Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych). Na takiej klasyfikacji opiera się później reszta świata. Amerykańska psycholog Lisa Cosgrove odkryła finansowe powiązania między przemysłem farmaceutycznym a zespołem członkowskim, który miał decydować o klasyfikacji chorób DSM-IV. Według Lisy i jej współpracowników, 56% zasiadających w zespole członkowskim DSM miała owe powiązania. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja w przypadku zespołu do „Zaburzeń Nastroju” i „Schizofrenii i Innych Zaburzeń Psychicznych” – tu 100% członków czerpało korzyści finansowe ze współpracy z przemysłem farmaceutycznym. Powiązania są szczególnie wyraźne, gdy pierwszą „linią leczenia” są leki. W kolejnej edycji (DSM-V) sytuacja jest podobna.

* * *
Na myśl ciśnie się refleksja: skoro tę chorobę "zdiagnozowano" dopiero niedawno, to może jej przyczyna, a raczej przyczyna niepokojącego zachowania dzieci - leży właśnie w rzeczywistości, która ostatnimi czasy nas ludzi otacza? Zabija nas natłok chemii, więc: chemią się też leczmy? - obłęd!

- żyjemy w czasach, gdzie chociażby w żywności znajdują się dodatki, które oddziałują na całe nasze ciało, w tym i układ nerwowy, wywołując zaburzenia zachowania, problemy z koncentracją i szereg innych dolegliwości. Wśród kilku „winowajców” jest cukier rafinowany, nadmiar węglowodanów prostych, barwniki spożywcze;

- system edukacji pozostawia wiele do życzenia – głównym zarzutem jest to, że nie zapewnia odpowiednich warunków do rozwoju osobowości. Tłumiąc rozwój jednostki możemy spodziewać się wszystkiego, tylko nie „normalnego” zachowania;

- istnieje wiele czynników, których wpływ nie jest do końca zbadany, a które weszły na stałe do naszego życia – np. promieniowanie elektromagnetyczne, nanododatki do żywności;

- zanieczyszczenia żywności; klasyczny przykład: rtęć w tuńczykach -
  to mięso stanowi wysokie zagrożenie dla naszego zdrowia;

- zmieniła się struktura rozrywki/spędzania czasu wolnego przez dzieci i młodzież:
  > gry na komputerach, "plejstejszynach", smartfonach, tabletach, itp. - ociekające agresją i krwią, ale i gry wywołujące "tylko" drżenie rąk z powodu (niewinnej zdawać by się mogło) niemożności przejścia sympatycznym zwierzątkiem na kolejny poziom zabawy,
  > filmiki i filmy w TV - zablokujcie np. Disney Channel czy też Disney XD ... i poobserwujcie dziecko: najpierw agresja - a potem spokój i poprawa zachowania w stosunku do tego, które miało miejsce przed zablokowaniem; znikają z zachowania "ekranowe teksty i fochy",
  > kontakt społeczny nie bezpośredni, tylko via kabel sieciowy, eski; 
     długie rozmowy nie twarzą w twarz, tylko przez telefon komórkowy 
     -  ... a fale el-mag podgrzewają komórki mózgowe i nawet - zagotowują je,
  > książki i bohaterzy faworyzujące wątpliwych wychowawczo bohaterów, np. Harry Potter.
     Normalne dziecko po wniknięciu w ten wirtualny świat ma nie tyle pobudzoną wyobraźnię, 
     co nocne koszmary. Nawet skusiłem się na oglądnięcie 1/2 którejś tam części tej 
     mrocznej opowieści i - wiecie co? - nie byłem w stanie powiedzieć o czym to jest... 
     Pewnie jestem już na to za stary - wiem wiem.

... o fenomenie Harrego Pottera: http://www.monasterujkowice.pl/articles.php?a=4

   W szkole lekturą są "Opowieści z Narni"; gdy to grano w TV - widziałem w filmie 
   postacie budzące niepokój, strach, grozę. Edukacja daje się wkręcać w ciemne wzorce.
   Nie twierdzę, że lepsze byłyby lektury o upieczonym w piecu Antku czy też klepiącym biedę 
   Janku z talentem do skrzypiec, ale...: 

jak w takich warunkach dzieci mogą normalnie rozwijać się?


* * *

źródła:
http://www.samouzdrawianie.pl/odkrywca-adhd-przyznaje-ze-to-fikcyjna-choroba/
http://www.currentconcerns.ch/index.php?id=1608




niedziela, 16 czerwca 2013

Skuteczny na komary, kleszcze, meszkę i... niezwykle groźny dla naszego zdrowia!

DEET, czyli N,N-Diethylo-3-methylobenzamid  

Do tej pory środek o nazwie DEET był uznawany za jeden z najskuteczniejszych specyfików do walki z insektami na rynku. Skuteczny - i owszem, ale... czy najlepszy?

Okazało się, że ten środek jest bardzo niebezpieczny dla zdrowia - DEET może nawet uszkodzić ludzki układ nerwowy! Do takich wniosków doszli naukowcy z francuskiego Institute de Recherche pour le Development. Ich zdaniem środek zmniejsza aktywność jednego z enzymów (acetylocholinesterazy), który jest bardzo ważny dla właściwego działania układu nerwowego.
Szkodliwe działanie DEET potęgują inne środki o podobnym działaniu. Stosowanie kilku specyfików na raz może nasilić skutki uboczne tego chemicznego produktu.

Początek skutecznego działania tego specyfiku przeciwko insektom był dość ciekawy: został on opracowany na potrzeby amerykańskiego wojska w latach 40. XX w. - środek miał odstraszać tropikalne insekty podczas II wojny światowej prowadzonej na Pacyfiku. Do użytku cywilnego trafił w 1957 r. Dzięki głosom skarżącym się na jego efekty uboczne, substancję poddano szczegółowym badaniom, jednak pod koniec zeszłego stulecia nie zauważono jej negatywnego wpływu na zdrowie.
Niskie koszty produkcji sprawiły, że dziś wojskowy środek jest w większości środków odstraszających komary. Rzec by się chciało - NIESTETY...; po latach badań specjaliści są już pewni: DEET, jako silnie trująca substancja, działa fatalnie na ludzkie zdrowie! Efektem jej stosowania jest w najlepszym przypadku łzawienie, bóle głowy, zaburzenia widzenia i drżenie mięśni. Trucizna ta atakuje głównie układ nerwowy człowieka. W skrajnych sytuacjach może doprowadzić do paraliżu i uszkodzenia mózgu oraz - po przypadkowym połączeniu z innymi preparatami tego typu – śmierci.

W związku z powyższym: środków na komary zawierających DEET nie powinny używać dzieci ani kobiety w ciąży - wnikająca w ciało chemia może uszkodzić płód. Dla zdrowia szkodliwe może być już trzykrotne użycie preparatu podczas doby!

Ja więc bezpiecznie stosować środki na komary?
Jak uniknąć komplikacji zdrowotnych związanych z ich stosowaniem? 

Najlepiej czytać uważnie etykietę na środku antyinsektowym i nie kupować tego zawierającego DEET. Można bez problemu znaleźć takie preparaty, które oparte są na substancjach naturalnych. Jeśli jednak musimy już zakupić środek z zawartością trucizny, wybierajmy taki, którego stężenie DEET w butelce wynosi 3,5 proc, a nie aż 30! Specjaliści radzą też, aby płyny stosować na ubranie, unikając odkrytych części ciała.

Producenci ostrzegają, że środki na komary powinny być używane tylko dwa razy na dobę. Po powrocie do domu, środek należy zmyć pod bieżącą wodą. Pozostawiony na skórze płyn, wnika do organizmu siejąc spustoszenie w układzie nerwowym. Niestety producenci nie ostrzegają przed jeszcze jednym niebezpieczeństwem: chemia antykomarowa, która zostaje na skórze, wnika do organizmu w trybie ekspresowym, jeśli wcześniej stosowaliśmy kremy, balsamy, olejki, oliwki, fluidy czy preparaty do opalania - pamiętajmy o tym.

Nie ma to jak natura:
Zrób własny preparat odstraszający owady



Komary nie znoszą wielu zapachów, przed którymi uciekają gdzie pieprz rośnie. Jak wykazują badania, nie trzeba stosować chemicznych substancji, aby pozbyć się brzęczących intruzów. Istnieją proste i szybkie sposoby na wyprodukowanie skutecznego płynu antykomarowego.
Bazą może być zwykła woda lub biały alkohol (np. wódka, spirytus). Do buteleczki wkrapiamy jeszcze tylko olejek eteryczny naturalnego pochodzenia i gotowe! Komary szczególnie nie znoszą zapachu olejku trawy cytrynowej (skuteczny też na meszki i muchy), goździkowego, paczuli i eukaliptusowego. Skuteczne, choć odrobinę mniej, są olejki z geranium, lawendy, bazylii, kopru włoskiego, rozmarynu, cedru czy mięty pieprzowej.

Na 100 ml wódki lub wody wystarczy 5-10 ml olejku eterycznego. Olejki można ze sobą mieszać tworząc niezwykłe kompozycje zapachowe miłe dla ludzkiego nosa, a nieznośne dla komarów.

***
A z chemii? Co zamiast DEET-a? Alternatywą jest np. ikarydyna - coś nowszego, a i wygląda na to, że bezpieczniejszego:

ikarydyna kontra deet: http://repellent.pl/news.php?id=1339673646

W jakim antykomarolu jest zastosowana? Np. w "OFF! familycare JUNIOR". Bezpieczeństwa specyfików OFF nie rozciągajmy na całą gamę oferowanych przez Johnson produktów: "OFF active" zawiera 30% DEET-a!

* * *
źródła:
http://www.fakt.pl/srodki-na-komary-sa-grozne-dla-zdrowia,artykuly,169311,1.html
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/156685,uwazaj-na-szkodliwy-spray-przeciw-komarom.html

środa, 22 maja 2013

Rehabilitacja słoniny i jaj, czyli jak żyć 120 lat


Długowieczność - recepty zakonnika Ojca Grande
Źródło:
http://www.se.pl/archiwum/pan-bog-zaprogramowa-nas-na-120-lat_79916.html#comment_list_container

"Co kto zjada, takie zdrowie posiada"

> Jemy coraz gorzej.
Nie wiemy, co jest dobre dla naszego organizmu. A zasady są proste: potrzebny nam jest cynk, wapno, białko, fosfor, jod, selen, witaminy, czyli to, z czego jesteśmy zbudowani.

> Za każdym razem powtarzam: jedzmy jajka, a nawet jajecznicę na słoninie. To w dzisiejszych czasach niepopularne, ale nie bójmy się spożywać nawet 12 jajek tygodniowo. One zawierają w sobie mnóstwo składników potrzebnych naszemu organizmowi. Dostarczają selenu, potrzebnego mężczyznom choćby przy produkcji nasienia. Już 13-14-latki je produkują, gdy selenu nie ma, organizm pobiera go z mózgu. Stąd potem warcholstwo i rozróby, jakie wszczynają młodzi ludzie. Jeśli źle się odżywiamy, około czterdziestki zamieniamy się w staruszków. Koniec z seksem, stajemy się zgryźliwi, nieprzyjemni. Po pięćdziesiątce jesteśmy już starzy. Podobnie u kobiet. One tracą selen przez comiesięczne krwawienie. Wraz z nim odpływa życiowy optymizm, rodzi się anemia, ból głowy. Koło czterdziestki źle odżywiona kobieta zamienia się w zołzę, po pięćdziesiątce hormony przerabiają ją na babcię, która zięcia i synowej nie znosi, gnaty ją bolą, siedzi w kącie i płacze. Dziesięć lat później mąż leży już na cmentarzu, a ona drepcze do kościoła. Po drodze klucze zgubi, sąsiadów oskarży i z całym światem walczy. Tak wpływa brak selenu na zdrowie człowieka. Powtarzam jeszcze raz: jedzmy jajka, a do dziewięćdziesiątki będziemy radośni i uśmiechnięci. Nawet 80-latka powinna jeść jajka. Poprawią jej samopoczucie.

- Ale przecież jajka to podobno sam cholesterol, a słonina - tłuszcz, którego powinniśmy unikać...
- To są mity, z którymi staram się walczyć. Cholesterol w jajku nie stanowi ryzyka! Jajka to nie tylko selen, ale także wapń, fosfor, potas, magnez, żelazo, jod, mangan, cynk, miedź, fluor, kobalt, witaminy - jajko to życie.

> A co do słoniny, to coś wam opowiem. Dzieciństwo spędziłem na Syberii. Cywilizacyjnie był tam XIII wiek. Nikt nie słyszał o lekarzu, ale stare kobiety znały się na ziołach rosnących w stepach. Poza tym miejscowi odżywiali się w sposób, jaki ludzkość wypracowała przez tysiąclecia. Nie słyszeli o cholesterolu, a nikt nie miał sklerozy. Ponad 100-letni staruszkowie nie byli tam niczym nadzwyczajnym. Niegdyś na wschodzie Ukrainy spotkałem 105-letniego dziadka. Na śniadania jadał jajecznicę z 6 jajek na słoninie. Nie mógł zrozumieć, że u nas takie jedzenie uznaje się za szkodliwe. Aby dożyć takiego wieku, trzeba jeść dobrze. 

> Trzeba jeść mądrze
Nie mieszajmy niektórych pokarmów. Nie spożywajmy nabiału wraz z mięsem, czyli na przykład kanapek z wędliną i serem. To nie służy żołądkowi. 

Nie przejadajmy się  - powinniśmy wstawać od stołu z uczuciem lekkiego głodu, niedosytu. Pamiętajmy, że po zakończeniu etapu wzrostu człowiek powinien jeść o jedną trzecią mniej niż w okresie dojrzewania. A u nas jest odwrotnie. Im ktoś jest starszy, tym więcej je. A potem się dziwimy, skąd - Panie Boże odpuść - te brzuchy.

* * *

Hmmm, taaa... a tu właśnie sezon grillowania się zaczął...




Cud cytryny

Ostatnimi czasy docierają do nas, dzięki Internetowi oraz kolorowym czasopismom (bo przecież nie lekarzom :-]), wieści o ciekawych kuracjach oraz niesamowitych właściwościach różnych spożywczych produktów. Pierwsze reakcje na takie wiadomości są najczęściej skrajne: zapał i ekscytacja lub zatwardziały sceptycyzm. Sedno jednak w tym, by pierwsze emocje, całkiem przecież naturalne, odrzucić lub przeczekać i - uruchomić rozum, czyli myślenie: analizę faktów i wnioskowanie. To ostatnie powinno nabrać subiektywnego odcienia, gdyż nie zawsze choćby jesteśmy w stanie wytrwać przy danej kuracji: zapał szybko się kończy, a pewne prozdrowotne czynności powinny stać się nawykiem i trwać o wiele dłużej niż "wygodne" łykanie tylko przez parę dni lub tygodni chemicznych tabletek. Albo i przez całe życie, jak to ma miejsce np. przy nadciśnieniu: "pomagają", ale na pewno nie leczą.

Istotna jest też ocena przydatności produktu do danego zastosowania. Mówienie np. o zdrowych marchewkach bez wiedzy na temat tego, gdzie i w jakich warunkach rosły oraz jak i gdzie były przechowywane (czy np. nie na straganie w centrum miasta ze smogiem osiadającym na produktach odkrytych) - to niezrozumienie tematu działań prozdrowotnych. Uważajmy też na to, by się nie dawać omamiać zwrotami "eko" i sielanką wiejskiego zdrowia: np. jaja od kur z wolnego wybiegu to niekoniecznie jaja "typowo wiejskie", czyli po prostu zdrowe. Ważnym przecież jest nie tylko to, że kury są szczęśliwe i chodzą na świeżym powietrzu, ale przede wszystkim to, co jedzą! Czy jest to pasza ekologiczna, niemodyfikowana genetycznie? Bo nie oszukujmy się: na tym kurzym wolnym wybiegu świeżą zieleninką z trawnika i robaczkami wygrabanymi z ziemi te ptaszki się nie żywią...

Wpadł mi do rąk, a może raczej do oka, bo przecież na ekranie komputera - nie w formie gazety papierowej, artykulik o cytrynie. Dowiaduję się z niego o tym, jak można konsumować całą cytrynę (zamrozić i zetrzeć), bo tak robić się powinno - i dlaczego całą: skórka cytryny zawiera 5 do 10 razy więcej witamin niż sok z cytryny.

Jakie więc cytryna ma właściwości? (m. in.)

> jest cudownym produktem zwalczającym komórki rakowe -
jest silniejsza niż chemoterapia. Owoce drzewa cytrynowego działają 10000 razy lepiej Adriamycyna - lek używany przy chemoterapii, powodujący tylko zwolnienie wzrostu komórek nowotworowych. Co jest jeszcze bardziej zdumiewające: ten typ terapii, cytryna, zwalcza tylko złośliwe komórki rakowe i nie powoduje żadnych skutków ubocznych dla normalnych komórek organizmu.

Dlaczego o tym nie wiedzieliśmy? ...bo wielkie firmy farmaceutyczne i laboratoria są zainteresowane wytwarzaniem sztucznych produktów co przynosi im wielkie zyski.

> zwalcza drobnoustroje, zakażenia bakteriami oraz grzybami; jest skutecznym środkiem przeciwko ludzkim pasożytom,
> reguluje ciśnienie krwi kiedy jest ono za wysokie,
> działa jako środek przeciw depresjom, stresom czy też zaburzeniom nerwowym.

Źródło tych informacji jest fascynujące: to wyszło od jednego z największych producentów leków, który po 20 latach badań laboratoryjnych prowadzonych od 1970 roku udowodnił i ujawnił, że cytryna zabija komórki nowotworowe w przypadku 12 rodzajów nowotworów: nowotwory jelita, piersi, prostaty, płuc i trzustki.

Zaczerpnięte z:
http://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_zadziwiajace_mrozone_cytryny.html

Dużo więcej o cytrynie:
http://zdrowieznatury.blox.pl/2011/09/CYTRYNA.html

Cytrusy...

Już jakiś czas temu czytałem o tym, że ich plantacje są na intensywnie eksploatowanych, wyjałowionych glebach, a więc żeby cokolwiek rosło - zasila się je nienaturalnymi nawozami. I te nieustanne opryski...: najbardziej raczone są nimi banany - przynajmniej raz na 2 tygodnie. I konserwacja chemią przed transportem za rozległą wodę...
Tam daleko nie obowiązują normy unijne dotyczące stosowania chemii, warunków zbioru, przechowywania... Może te normy i u nas nie zawsze są mądre, nie zawsze skuteczne - ale są.

"To się dzieje daleko, więc gdy oczy nie widzą - głowa nie boli".
No tak, ale brzuch - już boleć może...

Pytanie:

Czy więc "mam mieć" przekonanie, że kupowana przeze mnie cytryna jest dla mnie aż tak zdrowa?
I czy...: zdrowa tak w ogóle?


niedziela, 7 kwietnia 2013

Mleko – pić czy nie pić?



Zainspirowany komentarzem do postu „Najnowsza piramida żywieniowa”…

„Jest zdrowe – zawiera wapń”; „Pij mleko – będziesz wielki”, a w głosach opozycji: „Mleko - biała śmierć”.

... tak dokładniej, to jedna z pięciu „białych śmierci”, obok cukru, soli, białej mąki i białego ryżu.

Najczęściej przy rozważaniach na temat zdrowotnych walorów mleka mówi się, że to w sklepach mlekiem już nie jest (i to prawda), a prosto od krowy (bo to mleko jest najpopularniejsze):  samo zdrowie!
Na wstępnie wyjaśnijmy sobie: mówimy o tym mleku „prosto od krówki”.

Dla dorosłego Homo sapiens krowie mleko jest produktem ciężkostrawnym. U osób cierpiących na niedobór enzymu laktazy (nietolerancja laktozy), który rozkłada (hydroliza) laktozę (cukier prosty, lecz dwucukier) zawartą w mleku na glukozę i galaktozę – spożywanie mleka skutkuje zespołem perturbacji zdrowotnych.

Utrzymanie wydzielania laktazy w dorosłym życiu to genetyczna cecha, różna u różnych populacji. Najczęściej występuje w północnej Europie i u niektórych ludów Afryki, nomadów, którzy od dawna pili słodkie mleko. Mówienie więc, że ciągłe, od dzidziusia do starości, nieprzerwane spożywanie mleka pozwala utrzymać konkretniej osobie zdolność jego trawienia – to mit: laktaza to enzym wydzielany przez organizm,

Laktaza jest enzymem wytwarzanym w rąbku szczoteczkowym nabłonka jelita cienkiego /Wikipedia/

to enzym wytwarzany w celu rozkładu laktozy – dwucukru, a nie przez lata hodowana na mleku bakteria jelitowa. Jeżeli jakaś populacja ludzi utrzymuje (poza okresem niemowlęco – dziecięcym) zdolność wydzielania laktazy, to jest to przyczyną mutacji genów w wyniku udomowienia bydła i picia jego mleka.

Genetycznie ludzie są przystosowani do picia mleka ludzkiego i to tylko w okresie niemowlęcym.  

A że enzym laktazę można kupić w postaci kropelek czy też tabletek i zażywać – to już inny temat…

„Pij mleko – będziesz wielki”


ai: tu mi przychodzi na myśl tytuł publikacji-źródła: Anna Szulc, "Pij mleko, będziesz kaleką"

Przeciwnicy mleka dalecy są od optymizmu. Przede wszystkim zaznaczają, że wapń w mleku, owszem, jest, ale razem z fosforem, który ogranicza wapnia przyswajanie. Wyniki badań dotyczących mleka mówią same za siebie: największa zachorowalność na osteoporozę (a także ciągły wzrost liczby chorych) notuje się w krajach o wysokim spożyciu mleka, przede wszystkim w państwach Europy Północnej, w Kanadzie i USA. Zasada tutaj jest prosta: Amerykanie piją najwięcej mleka na świecie i to właśnie oni najczęściej cierpią na osteoporozę. Dlatego niekontrolowane picie mleka w nadziei, że w ten sposób uchronimy się przed tą podstępną chorobą, może przynieść nam więcej szkody niż pożytku.

ai: Czy dla pozyskania wapnia ludzie muszą pić mleko? Nie ma tego pierwiastka np. w zieleninie? Ciekawym jest fakt, że do tej pory nie stwierdzono osteoporozy u jakiegokolwiek byka i jakiejkolwiek krowy! A czy te zwierzaki, po wyjściu z cielęcego wieku, piją mleko…?

Uwaga alergicy: mleko może także uczulać. Dotyczy to przede wszystkim dzieci, które jednak zazwyczaj wyrastają z tej dolegliwości już po 3. roku życia. Warto zaznaczyć, że uczulenie na mleko dotyczy białka mleka krowiego, jednak zdarza się, że na alergię zapadają maluchy karmione piersią. Typowymi objawami uczulenia na mleko są:

> zaczerwienienie policzków
> wysypka w zgięciach łokciowych oraz w okolicach kolan
> pękanie płatka ucha
> także ciemieniucha, czyli nadmierne złuszczanie się owłosionej skóry głowy. 

Jeśli do tego dojdą kolka, wymioty, brak apetytu, biegunka, katar, suchy kaszel, duszność krtaniowa i oskrzelowa czy zapalenie ucha, możesz być pewna/pewien, że maluch ma alergię na mleko.

„Mleko – biały morderca”


Badania Wydziału Pediatrii Uniwersytetu Stanowego w Nowym Jorku dowodzą, że 

dla niemowląt szkodliwe jest każde mleko z wyjątkiem mleka matki, a dla człowieka, który jest w stanie przyjmować pożywienie stałe, szkodliwe jest każde mleko

Udowodniono naukowo, że koty, które karmione są krowim mlekiem żyją o połowę krócej niż te, które nie były nim karmione w ogóle. Koty karmione krowim mlekiem zapadały na "ludzkie" choroby: artretyzm, łysienie, utrata zębów, marskość wątroby, choroby degeneracyjne mózgu i rdzenia kręgowego.
(…)
Podstawowa różnica między mlekiem krowim (ograniczę się w tym tekście do porównań mleka ludzkiego z krowim, bo jego spożycie jest największe) jest w jego składzie chemicznym. Przede wszystkim krowie mleko jest bogate w kazeinę. Jest ona cielakom potrzebna do prawidłowego rozwoju rogów i kopyt (a ludzie ich nie mają, ...choć niektórzy pewnie by się sprzeczali), a co za tym idzie - posiadają przystosowany układ trawienny do przyswajania kazeiny, który wytwarza reninę, trawiącą kazeinę. Dla człowieka jest ona bardzo szkodliwa, gdyż produkuje w organizmie ludzkim homocysteinę, której obecność powoduje blokowanie żył i tętnic oraz osłabienie tkanki łącznej.

Wikipedia:
Homocysteina, (Hcy) – organiczny związek chemiczny z grupy aminokwasów - aminokwas siarkowy. (..)
Aktualnie uważany jest u ludzi za niezależny czynnik ryzyka rozwoju m.in.:
> zmian miażdżycowych
> zawału mięśnia sercowego
> udaru mózgu
> zmian zakrzepowych

Z kazeiny robi się guziki i kleje, a ona sama - powoduje klejenie kamieni żółciowych.
Jej zawartość w krowim mleku jest trzykrotnie większa niż w ludzkim. Jest to gęsta, lepka substancja, która sprzyja formowaniu się potężnego kośćca cielęcia. W żołądku ludzkim tworzą się z niej grube, twarde, ubite grudki, które są trudne do strawienia. Ubocznym produktem jej trawienia jest gęsty śluz, który gromadzi się w jelitach; są one przez to zablokowane i mają utrudnioną absorpcję substancji odżywczych. Mleko krowie jest jednym z najbardziej śluzotwórczych pokarmów. Duże stężenie tego śluzu powoduje zaczopowanie i podrażnienie układu oddechowego. Substancja ta, gromadząc się w całym ciele, stanowi potężne obciążenie dla układu wydalniczego. Dr Norman Walker, liczący sobie 109 lat i prowadzący badania od 50 lat uważa, że kazeina jest głównym czynnikiem chorobotwórczym tarczycy.

Mleko ludzkie a mleko krowie

… oba są przystosowane do specyfiki rozwoju młodych przedstawicieli jednego jak i drugiego gatunku.

Cielak po urodzeniu ma masę około 50 kg, człowiek 3,5 - 4 kg. Cielak w ciągu 2 lat staje się młodym bykiem o masie około 900 kg. Człowiek, aby osiągnąć masę 50-80 kg potrzebuje 20 lat. Jednak człowiek w porównaniu do swojego ciała dysponuje dużym mózgiem, odmiennie od krowy, która w porównaniu do swojego ciała mózg ma niewielki. Mleko krowie, zawiera duże ilości hormonu wzrostu i jest przystosowane do szybkiego wzrostu tkanki mięśniowej i kostnej, ale z kolei "zaniedbuje" mózg, który w przypadku bydła nie ma tak wielkiego znaczenia jak w przypadku ludzi. Mleko ludzkie jest przystosowane do szybkiego rozwoju kory mózgowej, ale znacznie mniejszego tkanki mięśniowej i kostnej.

Zwróćcie uwagę na USA, gdzie kult mleka sięgnął zenitu.

Ludzie mieszkający tam charakteryzują się dużą średnią wzrostu (ok. 180 cm), ale nie cieszą się dobrym zdrowiem. Jest to spowodowane bardzo dużym spożyciem mleka przez Amerykanów. Ich wysoka zachorowalność jest wywołana małym spożyciem mleka matek, które nie przekazują dzieciom immunoglobulin przeciwko zarazkom ze swoim pokarmem. Wśród ludów Indii północnych (Pendżab, Harjana) średnia wzrostu z 1,6 - 1,7 m zwiększyła się do tytanicznej niemal wielkości 1,8 - 2 m.

Dowodem na szkodliwość mleka, a przynajmniej na jego niepożądane działanie w ludzkim organizmie jest to, że w wieku 5-8 lat dzieci przestają lubić mleko. Unikają za wszelką cenę jego picia, a rodzice zmuszają je, aby nadal to robiły. Jest to wystarczająco wymowny znak, że czas odrzucić mleko ze swojej diety.

W pogoni za białkiem…

Jest jeszcze jeden punkt, którego nie wolno pominąć przy temacie mleka. Mianowicie: świat jest opętany manią pozyskiwania białka. Wszędzie dookoła słychać tylko wołanie o białko. Jednak 99% ludzi nie ma zielonego pojęcia czym są białka i "do czego służą". Tymczasem dla dorosłego człowieka jest ono niemal całkowicie zbędne. Wystarczą jego niewielkie ilości, które są potrzebne tylko po to, aby regenerować obumarłe komórki lub reperować uszkodzone tkanki. Kiedy zostaje zakończony wzrost człowieka, automatycznie przestaje być potrzebne białko w takich ilościach jak dziecku. 

Nadmiar serów, twarogów, mleka – to nadmiar białka, które przy niedoborach witaminy C gnije, zatruwa i zakwasza organizm. Ten broni się przy pomocy układów buforowych, a po wyczerpaniu ich pojemności „ściąga” wapń z kości i zębów. Czyż to nie jest paradoks? W ten sposób mleko i jego przetwory przyczyniają się do powstawania osteoporozy!
Mleko piją przede wszystkim mieszkańcy globu wywodzący się z zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego. Pozostałe 2/3 ludzkości mleka nie pije i ... nie choruje na osteoporozę.
Nadmiar produktów mlecznych w jadłospisie, to nadmiar białka i nadmiar nieorganicznego wapnia. Te nadmiary wywołują zaburzenia w pracy wielu narządów i trudności z przyswajaniem wielu substancji niezbędnych do prawidłowej pracy organizmu. Do tego dochodzi, że nadmiar wapnia w pożywieniu – to niedobór wapnia w organizmie.

ai:
… dlatego szczególnie ludzie w wieku podeszłym powinni praktycznie zrezygnować ze spożywania jogurtów, serów, kefirów: białko jako budulec na placu budowy, gdzie budowy nie ma, staje się zawadą i „przyczynkiem wypadków”, a mówiąc już bez przenośni: przyczyną chorób.

Polecam przeczytanie całej publikacji „Mleko – biały morderca”: http://www.faceci.com.pl/mleko.html
Opisane jest w niej działanie różnych mikro- i makroelementów, które znajdują się w mleku.
A odnośnie sztandarowego, dla propagowania mleka jako eliksiru do osiągnięcia wielkości, argumentu – pozyskania wapnia: wapń wapniowi nierówny.

„Wapń z roślin jest inny, z mleka krowiego jest inny, a ludzkiego - jeszcze inny”

****
Przypominam o filmiku „Mleko – ukryta trucizna”:

I pamiętajmy:

mleko to nie napój dla wszystkich, tylko pokarm dla małych ssaków.

Smoki mlekopije twierdzą, że mleko im służy...
Z tym jest tak, jak z zagrożeniem rakiem przy puszczaniu dymka: palacze z beztroską - i półżartem - mówią „Na coś trzeba w końcu umrzeć”. Taaa…, prawda z kategorii czarnego humoru. A prawda życiowa: na to, kiedy i w jakim stylu dokończymy żywota - pracujemy cały czas; szczególnie zaś tym, co jemy, co pijemy, czym oddychamy.

Do Smoków:
w wolnym kraju (choć zaczynam już mieć co do tego wątpliwości) żyjemy, więc - proszę bardzo: pijcie mleko na radość życia, bo na pewno nie „na zdrowie”…




* * *
źródła:
http://www.papilot.pl/odchudzanie/8892/2/Porada-dietetyczna-Czy-mleko-szkodzi-doroslym.html
http://www.faceci.com.pl/mleko.html
http://www.zaprasza.eu/zdrowie/produkt_info.php?category_id=500&produkt_id=232&wpis_id=1074
Wikipedia