Medycznego wykształcenia nie mam, ale czytać umiem...


Andrzej Iwaniuk

niedziela, 8 listopada 2009

Świńska grypa

No i mamy kolejną odmiane grypy. Mówiąc szczerze to ją prorokowałem, bo po ptasiej coś innego musiało zastraszać matrixowy świat by ludzie zaczęli kupować szczepionkę, na produkcję której Wielka Farmacja wydała/wydaje tyle mamony... A przeciez prawo rynku jest jedno: inwestycja się musi zwrócić.
Ale teraz WF poszła o wiele dalej... Już zanim szczepionka będzie do kupienia Machina ruszyła do rządów by wprowadzać obowiązkowe szczepienia.

To nic że:
- szczepionka nie jest przebadana pod względem bezpieczeństwa,
- wirus mutuje i ta szczepionka która się pojawi to będzie na wirusa, który już zdechł parę
miesięcy wcześniej
- powikłania po tej szczepionce próbnie wpuszczonej w ludzi są - powiedzmy delikatnie - nieciekawe
- rtęć zawarta w szczepionkach powoduje autyzm i adhd u dzieci, a u dalej choroby Parkinsona i Alzhaimera (wysterczy wpisać w Googlach: list prof. Majewskiej, i poczytać)
- na biegunkę umiera więcej ludzi niż na tę ptasią grypę i jakoś nikt nie panikuje.

Zapobiegliwość Wielkiej Farmacj i (nazywam ich WF) jest przeogromna. Specjaliści od zakaźnictwa, ci co mają jeszcze sumienie, dziwią się skąd taki raban. Słowo PANDEMIA bije rekordy popularności jakby każde jego wypowiedzenie w mediach przysparzało wzrost konta bankowego mówcy o 1000 euro. Profesor Majewska jest wielce zdumiona. A kim jest - wystarczy sięgnąć do neta.
Szczepienia, tak w ogóle, są bardzo wątpliwe... Pytam się lekarzy wakcynologów:
- po jaką cholerę szczepi się dzieci od krztuśca czy odry, skoro i tak potem niektóre dzieci chorują? A jeżeli juz zachorują, to i tak się to dość łatwo leczy. Uważam, że rodzice powinni podać firmy produkujące szczepionki do sądu - i tyle!
- po co się szczepi przeciwko żółtaczce typu B noworodki, skoro już wiadomo, że te szczepienia niosą za sobą upośledzenia umysłowe dzieci /sławetny thimerosal, czyli rtęć/? W wielu krajach szczepi się dopiero nastolatków
- skoro badania przeprowadzone w Indiach wykazały, że zaszczepieni na GRUŹLICĘ chorowali... częściej, to po co szczepienie przeciwko gruźlicy?

Zadaję te pytania choć odpowiedź znam: chodzi o maszynke do wyciskania pieniędzy.
Pomyślmy: w USA chcą zaszczepić 28 mln ludzi otumanionych nagonką "stanu zagrożenia",
Szwecja kupiła 9 mln szczepionek mając ludzi w kraju o połowę mniej. Niby tak dbają o ludzi...
O ludzi? Czy raczej WF ma takie wpływy i lobby, że udaje jej sie to przeforsować?
Przecież Autorytety medyczne mające sumienie mówią, że i szczepienia od grypy sezonówki są zbędne, trzeba tylko dbać o odporność własną organizmu. A tę - osiąga się tylko poprzez zdrowe produkty: jedzenie, naturalne suplementy witaminowe i minerałowe, oparte o zioła, warzywa, owoce. Ale: czy tak ktoś głośno i skutecznie uświadomi w tym ludzi? W imię czego? Straty zysków? Przecież jak ktoś dba o zdrowie to może si.ać na grypę, w tym świńską.
Ja się z tego śmieję, a raczej może: cieszę, że mojej rodzinki to nie dotyczy. A wiem, że po grypie świńskiej przyjdzie może końska, potem, kocia, psia. W końcu w laboratoriach Wielkiej Farmacji naukowcy nie próżnują... Biznes musi się kręcić. Pamiętacie film z Chaplinem jak grał on szklarza, który przed sobą puszczał w miasto chłopaczka, który wybijał szyby?
To własnie ten mechanizm. Niemoralne? Kogo przy wielkich pieniądzach to obchodzi?
Przecież w czasie 2 wojny testowano broń biologiczną i związki chemiczne na ludności, na własnych żołnierzach. I nie tylko podczas II wojny... A wiecie dlaczego nasi piloci w Anglii byli tak "wydolni"? Że byli dobrzy w tym co robią to wiadomo.. Ale dlaczego mogli latać po kilka akcji bez snu, być w bojowej gotowości po kilkadziesiąt godzin? Już wiadomo: do kanapek sypano im amfetaminę. To dlatego niektórzy biedacy "zaginęli w akcji"... Bo fiksowali i kierowali samoloty w otchłanie wód Kanału...
Moralność.. w biznesie o takiej skali...? Którego "biznesmena" to obchodzi...?

niedziela, 30 sierpnia 2009

Powakacyjne refleksje...

Refleksje na temat oczywiście zdrowia, jako że pod tym sztandarem tu sobie podgaduję.
Wakacje mijają - leniwie i trochę próżnie - ale cóż: to ich specyfika. Trochę tak bez sensu siedzieć
w domu 2 miesiące gdy żona pracuje i sama ma tylko (miała) 2 tygodnie urlopu. A ja ponad 2 miesiące z kochaną Juleczką: domowe przedszkole, sprzątanie, gotowanie. Częśc męskiego grona
wzięłoby to za wakacje pod sztandarem obozu "Survival" - pewnej szkoły przetrwania, ale dla mnie to coś całkiem naturalnego.
Aha! - o zdrowiu...
Ciągle w tematach medialnych przewija się i przebija wątek tej grypy NH1 - "abcd coś tam" - jak zwał tego cosia tak zwał. No w końcu przecież trzeba temat podtrzymywać, trzeba sztucznie wywoływać ogniska tej choroby, by szczepionka, która się na nią w końcu wyprodukuje, miała wzięcie i przyniosła zysk. Ci z nas, którzy przeczytali książkę J. Maslanky
"Od lekarza do grabarza" wiedzą dokładnie o co chodzi w tym - na pozór absurdalnym - mechanizmie. Wiele rzeczy na tym świecie - w imię zysków bogatych - funkcjonuje na zasadzie niewiary ludzi w to, że niektóre z tzw. teorii spiskowych wcale nie są tylko teoriami. Ale ślepa wiara ludzi w ich absurdalność daje świetny parawan do funkcjonowania tych teorii w praktyce.
(pamiętacie "Raport Pelikana" z Julią Roberts?- tylko film, ale... niemożliwe?)
Choćby nawet tragedia WTC: kto jeszcze wierzy w to, że to były zamachy - polecam: niech się tematem zainteresuje (chocby złapać programy o tym na Discovery). Niech zobaczy na co stać możnych tego świata i sam oceni fakty, ale nie ulega propagandzie, bo ta - zyskując nowe środki (media, technologie, socjotechniki) - urabia opinię publiczną lepiej niż "za komuny".
Wracając do meritum sprawy: dlaczego się nie krzyczy o tym, że to podnoszenie odporności poprzez naturalne specyfiki (tylko wtedy naprawdę to się osiąga) - daje skuteczną ochronę przed wirusami? Grypa - hmmm... A co to takiego? Mojej rodziny takie sprawki nie ruszają. Nad odpornością trzeba pracować. Podam przykład z własnego podwórka...
Wyjechałem na imprezkę w piątek w południe; wieczorem dzwoni do mnie Halinka (żona) i mówi, że Jula (7 lat) ma gorączkę. Trochę byłem zaskoczony, że akurat ja z domu, a ona "raptem" chora. Pomyślałem, że może zareagowała tak "z tęsknoty" za tatem - zdarzało się i tak. Wiadomo: gorączka rzecz dla organizmu zbawienna, to JEDYNA droga do zwalczania wirusów przez organizm. Tu kłania się głupota ludzi podtrzymywana przez reklamy: "Masz gorączkę? - weź nasz lek!" - to upośledzanie własnego układu odpornościowego! Ale u Juli: przekroczone 39, 5 - trochę zbić trzeba. Żona na drugi dzień idzie do lekarza rodzinnego: "Na gardełku jest 1 ropny czopik" - czyli angina.
Ale jest tak mały, że albo to dopiero początek choroby, albo... jej koniec, bo odporny organizm SAM uporał się z chorobą. Lekarz "na wszelki wypadek" wypisał antybiotyk, bo to sobota, niedziela. "Proszę obserwować i jakby co - dać". I nie daliśmy. Już w sobotę wcinaliśmy lody, ale nie dlatego, że anginę ponoć się nimi leczy, ale dlatego, że wszyscy mieliśmy na nie ochotę, a Jula była już zdrowa.
Słyszeliście o anginie zwalczonej przez organizm bez antybiotyku? o - w objawach - jednodniowej angienie? Jak nie - to juzż tak; u 7-mio letniego dziecka. Żeby było jasne: Jula poprzednie lata zawsze przynajmniej raz w roku miała anginę (i żeby tylko to...)- właśnie w tym czasie, więc teoria, że to od zawsze było "tak silne odpornościowo dziecko" - pada. Co więc się zmieniło, że się zmieniło? My wiemy: od ponad dwóch suplementujemy naturalnie dietę: profilaktycznie, a w okresach "ogólnie chorobowych" ze zwiększonymi dawkami. Efekty widać cały czas. Chociażby i u mnie: opryszcza (wirus), która często (kilka razy w roku) obsypywała mi usta - od dwóch lat nawet nie próbuje podskakiwać. Jak się uodporni własne komórki przed wirusami - tak się dzieje.
Do czego zmierzam? A do tego, by nie ulegać tv reklamom i nie poddawać się praniu mózgów: trzeba MYŚLEĆ, samemu/samej wyciągać wnioski z faktów, a nie z mitów i reklamowej iluzji, w której siedzi znana aktorka - jako "ekspert" rzecz jasna - i chwali superprodukt. Oszustwo i obłuda. To medialne papu dla niemyślących. A te medialne chwyty słowne: "jak liczne badania dowodzą", "jak twierdzi większość lekarzy", "nasz produkt jest najczęściej stosowanym i polecanym przez..." - no to pokażcie certyfikaty tych badań, pokażcie tę większość lekarzy z podpisami czy też wyniki sondażu: kto go robił i niech go przedstawi, potwierdzi wyniki.
Totalna manipulacja!

A o zdrowie trzeba realnie dbać i inwestować w nie; inwestować i czas, i pieniądze. Bo tak jakoś ogólnie jest przyjęte gadać "zdrowie najważniejsze" - pisałem już o tym. A kto np. wziął ostatnio (lub w ogóle) pożyczkę - skoro nie ma pieniędzy na suplementy diety - na zdrowe kuracje i pieniądze przeznaczył na profilaktykę? Tak, na profilaktykę, a nie na zjadanie Bóg wie czego (i za Bóg wie jakie pieniądze) gdy już go nowotór prawie zjadł lub dobiła miażdżyca podczas chemicznej kuracji "antycholesterolowej". Kto wziął na zadbanie "o to co najważniejsze"? (ponoć) Nie wzięliście? A wzięliście na wczasy w Tunezji, na telewizor LCD - by i tym, i tym móc się pochwalić znajomym? Zastanawiam się: na jaką cholerkę ludziom te olbrzymie placki na ścianach, w których obraz jest rozciągnięty (bo nie ustawiają właściwie parametrów: szeroki to tylko do filmów na dvd ponoramicznych)? Kupują jakby mieli salony po minimum 100m2: tam taki ekran i owszem. Wiem, że takie salony i w nich panele na ścianach widzieli w filmach z usa, ale... trzeba najpierw mieć taki salon...
Więc i zastanawiam się: co tak naprawdę ludziom jest najważniejsze...?

niedziela, 3 maja 2009

Przypomniało mi się zdarzenie związane z moją znajomą. Nieświadoma tego, co antykoncepcja chemiczna robi z kobietą, udała się do jednej z prywatnych, renomowanych klinik położniczych w naszym mieście by zaliczyć zastrzyk powodujący to, że "można kiedy partner - akurat chodziło o męża - zechce" (sorki meni za ten sarkazm z mojej strony, ale to my mamy dbać o TE sprawy, a nie truć kochaną kobietę by było wygodnie i "luzik")... no i w sumie ona sama też;) Zaliczyła strzykaweczkę, czy też serię - nie wiem, ale zaliczony specyfik zapisała (czy też miała na rachunku)... sprawdziła. Okazało się, że jest wycofany z użytku juz od 2 lat i zabroniony do stosowania. Ale mieli tam miny, gdy się zapytała: co jest??? Tak tak, "zdrowie jest najważniejsze"...
... choćby wizyty u lekarzy. Wielu z nas śmieje się z ironią mówiąc, że przecież i tak lekarz przypisze (większość lekarzy, ale nie wszyscy) specyfik, który jest "sponosorowany", że nie wie w sumie jak on zadziała - bo niby skąd? - a idziemy, bierzemy tak pisane recepty i wsuwamy synetyki w nadziei, że pomoże, i w nadziei, że nie zaszkodzi. Tak w sumie to śmiejemy się sami z siebie. "Swego czasu" będąc z Julą u lekarza rodzinnego - jakieś 3 lata temu, teraz Julcia ma 7 latek - pani doktor powiedziała: "no taaak, co my tu weźmieeemy..." I zaczęła przeglądać książeczkę. Hmmm - przyznam - poczułem sie nieswojo i miałem wrażenie, że zostanie przeprowadzony na mojej ukochanej córeczce eksperyment farmakologiczny. Brrr.. - wtedy zrozumiałem, że to ja odpowiadam za zdrowie rodziny - nie lekarze. I jak coś by się złego stało Juli po wzięciu tego leku to byłaby moja wina, bo lekarka powiedziałaby zapewne: "no cóż mogłam zrobić? Lek ma atesty i tak ma być stosowany". Dzisiaj: za dużo mam już za sobą lektury i obserwacji by narażać w ten sposób zdrowie kochanych mi osób.
Ciekawe jest np. wprowadzanie na rynek leków onkologicznych: wszelkie badania ich "skuteczności" przeprowadza się na komórkach POZA organizmem - taki zmutowany zlepek komórek i tyle. Lek zadziała na nich w pożądanym zakresie - i jest! są atesty, "badania naukowe potwierdzają.."... Tylko... dowcip z branży czarnego humoru polega na tym, że taki zlepek komórek zupełnie inaczej funkcjonuje w żywym organizmie ludzkim, i tak naprawdę wprowadzenie specyfiku do użycia, chyba to zwą fazą badań klinicznych, jest faktycznym momentem badania skuteczności. Często okazuje się, że to pudło! Nooo, ale koszty się zwrócić muszą, a i zarobić trzeba. Zanim się to cudo wycofa, mija kilka ładnych lat, a nawet ich dziesiątek. Bo i z przyznaniem się do prawdy nieskoro Wielkiej Farmacji idzie. Królowa mamona rządzi niepodzielnie. A firmy zaczęły się asekurować. Ktoś zauważył jak? Popatrzeć wystarczy na reklamy leków - zaczęto dodawać: skonsultuj się.. (ble ble).. i teraz: lek niewłaściwie stosowany może zagrażać twemu życiu lub zdrowiu. Ooooo, mam łykać coś tak groźnego? Dlaczego zaczęto tak mówić? Co musiało się wydarzyć? Ile osób odeszło do "krainy wiecznych łowów" dzięki jakimś pigułkom, skoro aż taka asekuracja? A jak skuteczna! No bo jak nawet biorąc syntetyk wedle zaleceń (a będziesz np. tak na to alergiczny, że wykorkujesz) udowodnisz, że brałeś w/g otrzymanej instrukcji? Po pierwsze: z zaświatów trudno i w sumie po ptokach, po drugie: nagrywać kamerą moment zażywania? Nie, bo powiedzą, że pewnie łykałeś poza kamerą; po prostu chyba trzeba spać z notariuszem 24h i przez wszystkie dni kuracji - a on potwierdzi.. W sumie - jeśli chodzi o mnie, więc jak to będzie ona - czyli notariuszka, i ładna: czemu nie, tylko... co moja żona na to..? Wniosek więc - nie da się i w taki sposób.

niedziela, 26 kwietnia 2009

"Zdrowie jest najważniejsze" - tak mówią praktycznie wszyscy. Wszyscy w pierwszej kolejności właśnie zdrowia sobie nawzajem życzą. Stańmy przed lustrem - spójrzmy na siebie i uczciwie powiedzmy samym sobie: co dla zdrowia robimy? Co robimy oprócz gadania: "tak tak, oby tylko zdrowie..." - oprócz takiego wyrażania cichego życzenia. A przecież stan bycia zdrowym to nie wygrana w Totka - czekaniem tego nie załatwimy. To nie loteria - to wynik naszych działań, wynik tego, jak żyjemy, co robimy, co jemy. Na to mamy wpływ - nie musimy zdawać się na "los", jak w Totku, bo w życiu - w temacie zdrowia - bierne czekanie najczęściej prowadzi do gorszego...