Medycznego wykształcenia nie mam, ale czytać umiem...


Andrzej Iwaniuk

niedziela, 30 czerwca 2013

ADHD to fikcyjna choroba

... czyli "Życie w Matrixie" - serialu ciąg dalszy...

* * *

 Leon Eisenberg - amerykański psychiatra; „stworzył” ADHD w 1968 roku. Jego naukowe badania nad ADHD miały niewątpliwie jeden sukces – przyczyniły się do wzrostu sprzedaży leków.

Eisenberg zajmował znaczące stanowiska: w latach 2006-2009 zasiadał w Komisji do klasyfikacji chorób DSM V i ICD XII Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, otrzymał nagrodę Ruane Prize za badania psychiatryczne dzieci i nastolatków, a przede wszystkim – był liderem w dziecięcej psychiatrii przez ponad 40 lat.


ADHD (ang. Attention Deficit Hyperactivity Disorder) tłumaczy się jako zespół nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi.

O ADHD słyszymy już od dawna. Nadpobudliwe dziecko, które w nadmiarze energii „skacze po ścianach” doprowadzając tym samym swoich opiekunów do kresu wytrzymałości, szybko otrzymuje etykietkę „ADHD”. Za przyczynę ADHD podaje się uwarunkowania genetyczne (jeśli trudno ustalić wyraźną przyczynę, najłatwiej zrzucić na geny), osoby z ADHD według powszechnej wersji mają specyficzne wzorce pracy mózgu. Jednak czy aby na pewno?

 „Odkrywca” ADHD, Leon Eisenberg, kilka miesięcy przed śmiercią (2009 r.) wyznał, że 

ADHD to fikcyjna choroba

 - tak też głosi cytat z ostatniego wywiadu z „ojcem ADHD” na okładce niemieckiego pisma „Der Spiegel” – wydanie z 2 lutego 2012 roku. Po co „tworzyć” chorobę? Jak pokazuje przykład chociażby nowotworu: na chorobie można całkiem nieźle zarobić. Najpopularniejszym sposobem „leczenia” ADHD jest farmakoterapia z lekiem Ritalin na czele. Tylko w samych Niemczech sprzedaż leków na ADHD wzrosła z 34 kg (w 1993 roku), do 1760 kg (w 2011 roku) – co oznacza 51 krotny wzrost sprzedaży (!). W Stanach Zjednoczonych co dziesiąty chłopiec wśród dziesięciolatków codziennie zażywa leki na ADHD. A jest to tendencja rosnąca.

Szwajcarska Narodowa Komisja Doradcza w sprawie Bioetyki* (NEK) skrytykowała użycie Ritalinu. W opinii NEK z 22 listopada 2011 roku czytamy, że środki farmakologiczne zmieniają zachowanie bez żadnego wkładu ze strony dziecka. Doprowadziło to do ingerencji  w wolność i prawa człowieka, ponieważ środki farmakologiczne wywołują zmiany w zachowaniu, ale nie uczą dzieci jak samodzielnie osiągnąć te zmiany. W ten sposób dzieci są pozbawiane umiejętności uczenia się na doświadczeniu, ich wolność jest ograniczona, a rozwój zablokowany. Zadaniem psychologów, nauczycieli i lekarzy jest bycie mądrym przewodnikiem dla dziecka w jego naturalnym rozwoju.

Może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale „stworzyć” chorobę nie jest trudno – wystarczy sięgnąć do źródła, czyli do zespołu decydującego o klasyfikacji chorób (DSM – klasyfikacja zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego lub ICD – Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych). Na takiej klasyfikacji opiera się później reszta świata. Amerykańska psycholog Lisa Cosgrove odkryła finansowe powiązania między przemysłem farmaceutycznym a zespołem członkowskim, który miał decydować o klasyfikacji chorób DSM-IV. Według Lisy i jej współpracowników, 56% zasiadających w zespole członkowskim DSM miała owe powiązania. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja w przypadku zespołu do „Zaburzeń Nastroju” i „Schizofrenii i Innych Zaburzeń Psychicznych” – tu 100% członków czerpało korzyści finansowe ze współpracy z przemysłem farmaceutycznym. Powiązania są szczególnie wyraźne, gdy pierwszą „linią leczenia” są leki. W kolejnej edycji (DSM-V) sytuacja jest podobna.

* * *
Na myśl ciśnie się refleksja: skoro tę chorobę "zdiagnozowano" dopiero niedawno, to może jej przyczyna, a raczej przyczyna niepokojącego zachowania dzieci - leży właśnie w rzeczywistości, która ostatnimi czasy nas ludzi otacza? Zabija nas natłok chemii, więc: chemią się też leczmy? - obłęd!

- żyjemy w czasach, gdzie chociażby w żywności znajdują się dodatki, które oddziałują na całe nasze ciało, w tym i układ nerwowy, wywołując zaburzenia zachowania, problemy z koncentracją i szereg innych dolegliwości. Wśród kilku „winowajców” jest cukier rafinowany, nadmiar węglowodanów prostych, barwniki spożywcze;

- system edukacji pozostawia wiele do życzenia – głównym zarzutem jest to, że nie zapewnia odpowiednich warunków do rozwoju osobowości. Tłumiąc rozwój jednostki możemy spodziewać się wszystkiego, tylko nie „normalnego” zachowania;

- istnieje wiele czynników, których wpływ nie jest do końca zbadany, a które weszły na stałe do naszego życia – np. promieniowanie elektromagnetyczne, nanododatki do żywności;

- zanieczyszczenia żywności; klasyczny przykład: rtęć w tuńczykach -
  to mięso stanowi wysokie zagrożenie dla naszego zdrowia;

- zmieniła się struktura rozrywki/spędzania czasu wolnego przez dzieci i młodzież:
  > gry na komputerach, "plejstejszynach", smartfonach, tabletach, itp. - ociekające agresją i krwią, ale i gry wywołujące "tylko" drżenie rąk z powodu (niewinnej zdawać by się mogło) niemożności przejścia sympatycznym zwierzątkiem na kolejny poziom zabawy,
  > filmiki i filmy w TV - zablokujcie np. Disney Channel czy też Disney XD ... i poobserwujcie dziecko: najpierw agresja - a potem spokój i poprawa zachowania w stosunku do tego, które miało miejsce przed zablokowaniem; znikają z zachowania "ekranowe teksty i fochy",
  > kontakt społeczny nie bezpośredni, tylko via kabel sieciowy, eski; 
     długie rozmowy nie twarzą w twarz, tylko przez telefon komórkowy 
     -  ... a fale el-mag podgrzewają komórki mózgowe i nawet - zagotowują je,
  > książki i bohaterzy faworyzujące wątpliwych wychowawczo bohaterów, np. Harry Potter.
     Normalne dziecko po wniknięciu w ten wirtualny świat ma nie tyle pobudzoną wyobraźnię, 
     co nocne koszmary. Nawet skusiłem się na oglądnięcie 1/2 którejś tam części tej 
     mrocznej opowieści i - wiecie co? - nie byłem w stanie powiedzieć o czym to jest... 
     Pewnie jestem już na to za stary - wiem wiem.

... o fenomenie Harrego Pottera: http://www.monasterujkowice.pl/articles.php?a=4

   W szkole lekturą są "Opowieści z Narni"; gdy to grano w TV - widziałem w filmie 
   postacie budzące niepokój, strach, grozę. Edukacja daje się wkręcać w ciemne wzorce.
   Nie twierdzę, że lepsze byłyby lektury o upieczonym w piecu Antku czy też klepiącym biedę 
   Janku z talentem do skrzypiec, ale...: 

jak w takich warunkach dzieci mogą normalnie rozwijać się?


* * *

źródła:
http://www.samouzdrawianie.pl/odkrywca-adhd-przyznaje-ze-to-fikcyjna-choroba/
http://www.currentconcerns.ch/index.php?id=1608




niedziela, 16 czerwca 2013

Skuteczny na komary, kleszcze, meszkę i... niezwykle groźny dla naszego zdrowia!

DEET, czyli N,N-Diethylo-3-methylobenzamid  

Do tej pory środek o nazwie DEET był uznawany za jeden z najskuteczniejszych specyfików do walki z insektami na rynku. Skuteczny - i owszem, ale... czy najlepszy?

Okazało się, że ten środek jest bardzo niebezpieczny dla zdrowia - DEET może nawet uszkodzić ludzki układ nerwowy! Do takich wniosków doszli naukowcy z francuskiego Institute de Recherche pour le Development. Ich zdaniem środek zmniejsza aktywność jednego z enzymów (acetylocholinesterazy), który jest bardzo ważny dla właściwego działania układu nerwowego.
Szkodliwe działanie DEET potęgują inne środki o podobnym działaniu. Stosowanie kilku specyfików na raz może nasilić skutki uboczne tego chemicznego produktu.

Początek skutecznego działania tego specyfiku przeciwko insektom był dość ciekawy: został on opracowany na potrzeby amerykańskiego wojska w latach 40. XX w. - środek miał odstraszać tropikalne insekty podczas II wojny światowej prowadzonej na Pacyfiku. Do użytku cywilnego trafił w 1957 r. Dzięki głosom skarżącym się na jego efekty uboczne, substancję poddano szczegółowym badaniom, jednak pod koniec zeszłego stulecia nie zauważono jej negatywnego wpływu na zdrowie.
Niskie koszty produkcji sprawiły, że dziś wojskowy środek jest w większości środków odstraszających komary. Rzec by się chciało - NIESTETY...; po latach badań specjaliści są już pewni: DEET, jako silnie trująca substancja, działa fatalnie na ludzkie zdrowie! Efektem jej stosowania jest w najlepszym przypadku łzawienie, bóle głowy, zaburzenia widzenia i drżenie mięśni. Trucizna ta atakuje głównie układ nerwowy człowieka. W skrajnych sytuacjach może doprowadzić do paraliżu i uszkodzenia mózgu oraz - po przypadkowym połączeniu z innymi preparatami tego typu – śmierci.

W związku z powyższym: środków na komary zawierających DEET nie powinny używać dzieci ani kobiety w ciąży - wnikająca w ciało chemia może uszkodzić płód. Dla zdrowia szkodliwe może być już trzykrotne użycie preparatu podczas doby!

Ja więc bezpiecznie stosować środki na komary?
Jak uniknąć komplikacji zdrowotnych związanych z ich stosowaniem? 

Najlepiej czytać uważnie etykietę na środku antyinsektowym i nie kupować tego zawierającego DEET. Można bez problemu znaleźć takie preparaty, które oparte są na substancjach naturalnych. Jeśli jednak musimy już zakupić środek z zawartością trucizny, wybierajmy taki, którego stężenie DEET w butelce wynosi 3,5 proc, a nie aż 30! Specjaliści radzą też, aby płyny stosować na ubranie, unikając odkrytych części ciała.

Producenci ostrzegają, że środki na komary powinny być używane tylko dwa razy na dobę. Po powrocie do domu, środek należy zmyć pod bieżącą wodą. Pozostawiony na skórze płyn, wnika do organizmu siejąc spustoszenie w układzie nerwowym. Niestety producenci nie ostrzegają przed jeszcze jednym niebezpieczeństwem: chemia antykomarowa, która zostaje na skórze, wnika do organizmu w trybie ekspresowym, jeśli wcześniej stosowaliśmy kremy, balsamy, olejki, oliwki, fluidy czy preparaty do opalania - pamiętajmy o tym.

Nie ma to jak natura:
Zrób własny preparat odstraszający owady



Komary nie znoszą wielu zapachów, przed którymi uciekają gdzie pieprz rośnie. Jak wykazują badania, nie trzeba stosować chemicznych substancji, aby pozbyć się brzęczących intruzów. Istnieją proste i szybkie sposoby na wyprodukowanie skutecznego płynu antykomarowego.
Bazą może być zwykła woda lub biały alkohol (np. wódka, spirytus). Do buteleczki wkrapiamy jeszcze tylko olejek eteryczny naturalnego pochodzenia i gotowe! Komary szczególnie nie znoszą zapachu olejku trawy cytrynowej (skuteczny też na meszki i muchy), goździkowego, paczuli i eukaliptusowego. Skuteczne, choć odrobinę mniej, są olejki z geranium, lawendy, bazylii, kopru włoskiego, rozmarynu, cedru czy mięty pieprzowej.

Na 100 ml wódki lub wody wystarczy 5-10 ml olejku eterycznego. Olejki można ze sobą mieszać tworząc niezwykłe kompozycje zapachowe miłe dla ludzkiego nosa, a nieznośne dla komarów.

***
A z chemii? Co zamiast DEET-a? Alternatywą jest np. ikarydyna - coś nowszego, a i wygląda na to, że bezpieczniejszego:

ikarydyna kontra deet: http://repellent.pl/news.php?id=1339673646

W jakim antykomarolu jest zastosowana? Np. w "OFF! familycare JUNIOR". Bezpieczeństwa specyfików OFF nie rozciągajmy na całą gamę oferowanych przez Johnson produktów: "OFF active" zawiera 30% DEET-a!

* * *
źródła:
http://www.fakt.pl/srodki-na-komary-sa-grozne-dla-zdrowia,artykuly,169311,1.html
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/156685,uwazaj-na-szkodliwy-spray-przeciw-komarom.html