Jak wynika z naukowych źródeł, powodem naszego przekonania co do zdrowotnych walorów soi jest m. in. marketingowa agresywność jej producentów, obliczana na ok. 80 min dolarów rocznie. Wystarczy, aby i dietetyczni „eksperci" byli soją zachwyceni. Zobaczmy zatem, co mówią inni?
> Na przykład dr Nicholas Petrakis z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco:
„Zwiększona konsumpcja protein sojowych ma stymulujący efekt na piersi kobiety przed okresem menopauzy, charakteryzujący się wzrostem wycieku fizjologicznych płynów, nadmiernym wzrostem nabłonkowych komórek i podwyższonym poziomem estradiolu. Odkrycia te sugerują estrogenną stymulację poprzez izoflawony genisteinę i daidzynę, zawarte w wyizolowanych proteinach sojowych".
> Inne badania przeprowadzone przez dr Petrakisa w 1958 roku potwierdziły bezpośredni związek między niedoczynnością tarczycy a rakiem piersi. O tym wspomniałem wcześniej: im więcej estrogenu (estradiolu), tym większe prawdopodobieństwo niedoczynności tarczycy. Nadmiar tego pierwszego lub niedobory drugiego wywołują podobne reakcje - podwyższenie ryzyka raka piersi.
Produkty sojowe nie są trucizną. Jednak jak informuje dr William Jarvis z amerykańskiego departamentu Promocji Zdrowia i Edukacji na podstawie listów z zapytaniami do magazynu amerykańskiej FDA (Federal Drug Administration), wyeliminowanie z nich szkodliwych izoflawonów wymaga gotowania soi w temperaturze 130 stopni Celsjusza, co powoduje wytrącanie związków karcynogennych. Jednakże wymagana do tego celu temperatura sprawia, że „zawarte w soi proteiny okazują się praktycznie bezużyteczne".
> Silne reakcje alergiczne jako rezultat konsumpcji produktów sojowych odnotowane zostały też w biuletynie informacyjnym niemieckiego EEK (odpowiednik polskiego Instytutu Żywności i Żywienia).
> Kolejne ostrzeżenie znajdziemy w pracy naukowców szwajcarskich, zatytułowanej „Obecność i ewolucja izoflawonów daidzyny i genistyny w odżywkach dziecięcych". Wynika z nich konkluzja: „Nie ma żadnych wątpliwości, że ziarno soi jest potężnym alergenem".
> Podobnym ostrzeżeniem była wypowiedź uczonych z amerykańskiego National Cancer Institut (1995): „Odżywki sojowe są przyczyną drastycznego (35,5%) wzrostu późniejszych zachorowań na raka tarczycy w okresie młodzieńczym".
> Próby naukowego wyjaśnienia sojowych „zalet" w odżywkach dla dzieci dokonał także nowozelandzki naukowiec dr M. Fitzpatrick. Jego sugestie, aby ostrzec rodziców niemowląt karmionych odżywkami na bazie soi, trafiły jednak na zdecydowany opór. Przedstawicielka stanowego departamentu zdrowia z Kalifornii dr S. Loscutoff ostro sprzeciwiła się takiej ewentualności: „Nie zgadzam się, aby rodzice mieli prawo do informacji mówiącej o tym, że oparte na bazie soi odżywki dziecięce zawierają izoflawony, które mogą stać się przyczyną zatoksycznienia u niemowląt; nie wiedzieliby przecież jak interpretować tego rodzaju informacje (?!)". Trzeba przyznać, że to argument co najmniej dziwny...
> O szkodliwości zdrowotnej technologicznie przetworzonej soi poinformował ministra zdrowia także główny toksykolog Nowej Zelandii, domagając się od rządu działań, mających na celu zrewidowanie przydatności tego typu odżywek dziecięcych na nowozelandzkim rynku: „Jeśli dawka jest wystarczająco duża w określonym czasie, owe związki toksyczne [izoflawony - J.M.] mogą spowodować znaczne i niepożądane reakcje zdrowotne, łącznie z zatrzymaniem wzrostu, immunosupresją [obniżeniem wydajności systemu obronnego], nienormalną stymulacją hormonów i rakiem".
> Inny przykład „zalet" soi pokazują badania dr. Craiga Deesa z Narodowego Laboratorium Oak Ridge, USA: „Kobiety nie powinny spożywać sojowych produktów z myślą, że tym sposobem uda się im zapobiec rakowi piersi. Zawarty w niej izoflawon genistyna znacznie podwyższa ryzyko raka piersi w okresie dojrzewania i wieku dojrzałym" - twierdzi dr Dees. Inne związki zawarte w soi to związki oparte na kwasie inozytolowo - heksofosfatowym, posiadające zdolność wiązania niektórych jonów metali, tj. miedzi, żelaza, cynku oraz manganu i wapnia. Oznacza to zmniejszenie możliwości ich przyswajania. Dr W. Jarvis stwierdza: „Nie podlega dyskusji, że karmione sojowymi odżywkami dzieci są narażone na większe ryzyko ograniczenia biologicznej przyswajalności różnorodnych minerałów w porównaniu z dziećmi karmionymi piersią lub innego rodzaju odżywkami".
> Dr Jonathan V. Wright, wydawca magazynu „Nutrition & Healing" w przesłanej mi informacji pisze: „Spożywając produkty sojowe, ryzykujesz poważnymi niedoborami elementów odżywczych i osteoporozą". Uważa on, że: „Dziecko karmione odżywką sojową otrzymuje estrogen w ilości równoważnej pięciu tabletkom zapobiegającym ciąży".
źródło: "Od lekarza do grabarza" - Jerzy Maslanky
* * * * *
Oddzielnym wątkiem jest temat sprowadzanej do Polski śruty sojowej i soi.
Ta pierwsza jest stosowana jako pasza dla zwierząt. Sprowadzamy 2 mln ton rocznie... modyfikowanej genetycznie (!). Rośnie na polach wcześniej spryskanych Randapem
O Randapie, czyli jak światu wmówiono, że jest "bezpieczny" /poniższy link: oglądaj film od 3 minuty i 30 sekund/ oraz o plantacji Johna Hoffmana, wiceprezesa Amerykańskiego Towarzystwo Sojowego:
/od 7-mej minuty/ http://www.youtube.com/watch?v=lsv2F81PeH0&feature=related
On oczywiście jest nią zachwycony. Randap i soja randapoodporna "oszczędzają mu czas i pieniądze")
Kto jest odpowiedzialny za zablokowanie importu naturalnej śruty sojowej?
"To pytanie jest ważniejsze niż pytania dotyczące afery hazardowej..."
Tu przewiń do czwartej minuty - posłuchaj:
i część 14:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz