/tekst z metromsn.gazeta.pl/
Czarną listę produktów spożywczych niebezpiecznych dla zdrowia, złej jakości albo składzie innym niż opisany na opakowaniu opublikowało czeskie ministerstwo rolnictwa i tamtejsza państwowa inspekcja rolniczo-żywnościowa. We wtorek na stronie www.potravinynapranyri.cz umieszczono ok. 350 produktów z Czech, Chin, USA, Austrii, Holandii, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Niemal co dziesiąty jest z Polski. O każdym produkcie konsumenci dostają pełną informację: zdjęcie, nazwę, dane producenta.
Wśród zakwestionowanych polskich wyrobów są m.in.:
> kiełbasa BBQ i kiełbasa śląska z zakładów mięsnych Werbliński (według Czechów zawierają mięso oddzielane mechanicznie MOM, o czym nie informuje się na opakowaniu)
> chipsy Lay's Appetite „Klasyczne” (zaniżanie zawartości soli w składzie podanym na opakowaniach)
> chleb wieloziarnisty z Kauflandu (z pleśnią)
> cukierki krówki wyprodukowane dla Tesco w SCI Jedność (inny skład niż na opakowaniu)
Polacy nie zgadzają się z zarzutami
Taka lista to cios w polskich producentów. Po Niemczech to Polska jest największym eksporterem żywności do Czech (o wartości ok. 1 mld euro rocznie). Strona ma wielką siłę rażenia: tylko w ciągu pierwszej doby odwiedziło ją 200 tys. osób.
Gdy wczoraj rozmawialiśmy z producentami z czarnej listy, nie kryli wzburzenia. - Wyjaśnimy sprawę, bo może mieć zły wpływ na naszą reputację - mówi Filip Gogolewski z bydgoskiej firmy JAGO (ich wafelki Japs Super według Czechów mogą być niebezpieczne dla osób uczulonych na orzechy). - Czechy i Słowacja to ważne rynki. Zawinił jeden z dostawców.
/ai: a co to kogo - towar firmy był oszukańczy - i tyle; trzeba było nie współpracować z dostawcami-oszustami. Dla konsumenta jest ważna jakość produktu finalnego, firmowanego daną marką - i to ona odpowiada za wszystko,co z jej produktami związane/
Jeśli zarzuty się potwierdzą, pozwiemy go do sądu, bo narażono nas na straty - mówi Elżbieta Bąkiewicz z ZPC Chojecki (producent zakwestionowanych ciastek).
Niektórzy producenci twierdzą, że to nieuczciwa konkurencja. - Nasze ogórki są tańsze i lepsze niż czeskie. Wpisanie nas na czarną listę to dowód, że Czesi chcą walczyć z zagranicznymi producentami - denerwuje się Bartosz Micyk z firmy Jarys w Charsznicy. Kilka miesięcy temu w ich ogórkach kiszonych sprzedawanych w czeskim Makro dopatrzono się kwasu mrówkowego (zakazany w tym kraju). Ale sieć powtórzyła badania i wszystko było dobrze. - Dlatego nie zgadzam się z zarzutami - podkreśla Micyk.
A Czesi troszczą się o konsumenta
- To troska o konsumentów - odpowiada Pavel Kopriva, rzecznik państwowej inspekcji rolniczo-żywnościowej w Brnie. Tłumaczy, że Czesi stracili zaufanie do naszych produktów przez ostatnie afery z polską żywnością (np. solą przemysłową). - Dziś 44 proc. czeskich konsumentów woli unikać polskiej żywności, a 33 proc. kupiłoby polski produkt, tylko gdyby nie mieli alternatywy - argumentuje.
Nasi urzędnicy na razie odpowiadają ogólnikami. - Polska żywność jest najwyższej jakości, co minister rolnictwa wielokrotnie podkreślał - mówi Małgorzata Książyk, dyrektor biura prasowego resortu rolnictwa. Ale zapowiada, że ministerstwo będzie analizować stronę.
/ai: czy od tych medialnych ministerialno-urzędniczych frazesów... nie mdli Was...? Bo mam i wrażenie, że mają nas, konsumentów, za idiotów/
Czeska strona lepsza niż polscy urzędnicy
Na liście jest też mnóstwo czeskich produktów. Dla Polaków taka publikacja to standard, o którym możemy tylko pomarzyć. Wystarczy przypomnieć walkę z urzędnikami, którzy powołując się na dobro producentów, nie chcieli ujawnić nazw firm używających w żywności soli drogowej. Spytaliśmy w odpowiedzialnej za kontrole Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, dlaczego o złej jakości krajowych wyrobów Polacy muszą dowiadywać się z zagranicznych portali. IJHARS wczoraj jednak nie chciała komentować sprawy.
Przedruk z: http://metromsn.gazeta.pl/Portfel/1,126512,12120426,Czesi_demaskuja_oszukancze_polskie_produkty__Czemu.html
* * * * *
ai:
... właśnie...: "Czesi troszczą się o konsumenta"...
Szkoda, że w Polsce sprawa wygląda zupełnie inaczej. Afera soli drogowej w żywności to obnażyła: ile jej zjedliśmy - kto to wie? Czy wycofano produkty podejrzane o jej w nich zawartość? Czy w ogóle... kogoś za to osądzono??
... i czy...: nie używa jej się dalej do celów spożywczych? Ilu "biznesmenów bez sumienia" zachęci to bezprawie do łatwego i szybkiego robienia pieniądza kosztem zdrowia i życia innych?
Co za kraj...
Dzisiaj trąbią, że członków gangu po wielu latach sądzenia (czytaj: ponoszenia przez nas, podatników, kolosalnych kosztów na utrzymanie cyrku zwanego "wymiarem sprawiedliwości", kosztów "toczenia się spraw") - uniewinniono. Wiecie: w tym kraju tylko truć ludzi, porywać, rabować, rozprowadzać narkotyki - tak tu się robi pieniądze. Jak widać, są tu ku temu doskonałe warunki. "Prokuratura nie zebrała właściwych dowodów..." No to pozwalniać tam wszystkich dyscyplinarnie!!!
Na myśl ciśnie się pytanie: po co nam Państwo? Czy to ma być instytucja, która ma od nas pobierać opłaty (podatki) za co się tylko da (janosikowanie w majestecie prawa...?) i zapewniać lukratywne posady urzędnikom i politykom? - czy raczej sprawnie organizować życie na danym obszarze i tępić patologie w społecznie akceptowalny sposób...
Jest na ten swoisty nasz "Disneyland" termin: Polaczkowo.
Ponoć po upadku tzw. "komuny" - miało być lepiej: Polska w rękach Polaków. Zadam retoryczne pytanie: no i co?
"Polacy! - Nic się nie stało! Polacy, ..." - tak mi się zaczyna nucić nasza już narodowa melodyjka, nucić na myśl o aferze solnej, a i choćby po uniewinnieniu członków mafii również. Melodyjka urastająca już chyba do rangi... hymnu...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz