* * *

najlepsze papu na drugie śniadanie dla ich pociech to ten sympatyczny, zakrzywiony owoc. A że uprawiany w otoczce chemii... kogo to tak naprawdę obchodzi?
* * *
Biznesowe operacje /czytaj: machinacje/ zakończone fuzją doprowadzają do powstania bananowego giganta, połączenia amerykańskiej Chiquity i irlandzkiego Fyffesa. Konsolidacja w branży, podzielonej dotąd na cztery firmy, daje szansę na oszczędności i wykrzesanie sił do utrzymania niskich cen bananów w sklepach - tak twierdzą giełdowi komentatorzy. My konsumenci, czyli praktycy - wiemy swoje: "kilka w jednym" to monopol, a to nie wróży w perspektywie nic dobrego.
Nic dobrego tym bardziej, że niskim cenom bananów zagraża grzyb o nazwie fusarium oxysporum. Pochodzi z Południowo-Wschodniej Azji, rozpoznano go w latach 70-tych XIX wieku w Australii i nie ma, jak na razie, znanej nam chemii, by go zwalczyć. Potrafi przeczekać w glebie nawet kilkadziesiąt lat! - przenosi się z wodą lub ziemią: wystarczą drobiny przeniesione np. na butach. Jedyny obecnie sposób walki z nim to izolacja zarażonych upraw i ich niszczenie. Trudno to zresztą nazwać walką - doczekał się miana bananowego HIV.
Strat w uprawach było wiele. M. in. w latach 60. choroba wykończyła wielkoobszarowe uprawy Dużego Michała: znacznie bardziej soczystego, bardziej miękkiego i żółtego - pod każdym względem lepszego banana od tego, którego obecnie możemy kupić: odmiany Cavendish, z Chin :)
Cavendish - odmiana wcześniej odsunięta na bok konsumpcji z powodu braku wyraźnego smaku oraz cieńszej skórki, co w handlowej podróży skutkowało mniejszą odpornością na transportowe turbulencje. I to upodobanie Cavendisha do klimy: musi być wożony i przechowywany w chłodzie, a dojrzewa - zdziebko chimerycznie; Duży Michał w kiści miał owoce równo dojrzewające, był wydajny i nie łapał ówczesnej wersji choroby panamskiej.
Cytat z http://www.rp.pl/artykul/751514.html:
"United Fruit kontrolowało 90 proc. rynku bananów w Stanach Zjednoczonych, jednak to jego główny konkurent, Standard Fruit – dziś znany jako Dole – szybciej zareagował na tajemniczą plagę. Zamiast ubóstwianych przez Amerykanów Gros Michel, wprowadził do sprzedaży pochodzący z Chin gatunek Cavendish.

Pełen obaw, że klienci nie pokochają tego gatunku, United Fruit wciąż szukał innego rozwiązania problemu panamskiej zarazy. W Hondurasie powstało laboratorium, którego zadaniem było wypracowanie gatunku równie smacznego, jak Gros Michel, jednak odpornego na zabójczy grzyb. Przez czterdzieści lat badań powstało 20 tysięcy bananowych hybryd, jednak żadna z nich nie okazała się na tyle udana, by wyprzeć z rynku Cavendisha. Naukowcy ponieśli porażkę, a szef laboratorium, Phil Rowe, w 2001 roku powiesił się na jednym z eksperymentalnych bananowców. United Fruit zostało zmuszone do uprawy Cavendisha, banana, którego dziś jemy wszyscy."
* * *
Ale - gdzie tu wyraźny wątek zdrowotny? - "oprócz HIV-a bananowego" :) Proszę bardzo.

krzywdą ludzką - niskimi płacami, ich cięciem, na ogromnych plantacjach, w rejonach których producent-monopolista jest często jedynym pracodawcą.
Banan to bardzo wrażliwa roślinka, podatna na wszelakie przypadłości: do oprysków wrażliwych bananowców potrzeba kilkanaście razy więcej chemikaliów niż do zabezpieczenia pola zboża w Europie. W arsenale plantatorów znajdują się związki zabronione w Europie i Ameryce, a mnie nie uspokajają tłumaczenia, że gruba skórka banana chroni owoc właściwy przez tymi trutkami. Pamiętajmy też, że Cavandish ma tę skórkę cieńszą niż miał Duży Michał.
Aspekt szkodliwej chemii jest i inny: na plantacjach stykają się z nią osoby tam pracujące, a i środowisko naturalne jest poważnie przez chemię degradowane. Uwzględniając to oraz wspomnianą już nieadekwatną zapłatę za pracą na plantacjach - czy etycznym jest kupowanie tych owoców? Na to oczywiście ewentualnie każdy sam sobie odpowie.
Czy transport owoców przez pół świata ma jakieś sensowne uzasadnienie?
... poza spełnianiem kaprysów klientów?
Walory smakowe - walorami smakowymi, ale wysoce wątpliwym jest na pewno sens jedzenia tych owoców w celu dostarczania organizmowi chociażby witamin: zrywany jest owoc zielony, który rósł w oparach chemii: jakie tu witaminy? Czy nie pojawiają się one w sensownych ilościach dopiero w owocach dojrzałych? Jak np. w naszych jabłkach, gruszkach, śliwkach?
Może warto zastanowić się, zanim sięgniemy po słoiczek z bananowym miksem dla naszego maluszka, czy warto go przyzwyczajać do tego smaku, do tego owocu?
* * * * *
źródło: nr 12 (2950) Polityki, Jędrzej Winiecki, "Bananowy grzyb"