Medycznego wykształcenia nie mam, ale czytać umiem...


Andrzej Iwaniuk

środa, 27 kwietnia 2011

"Niebezpieczne suplementy diety, groźne zioła", czyli...

jak nam skutecznie robią wodę z mózgu

Ostatnimi czasy obserwuję jak medycyna chemiczna porażając sama siebie swoją niemocą, a oficjalnie odpiewając peany "kolejnych przełomów w leczeniu" a to raka, a to cukrzycy - zaczyna ofensywę z lekka na odmiennym froncie wojny o klienta: zrzucając wszystkie suplementy diety do jednego worka straszy nimi, łącznie z opowiadaniem historii z branży "zioła szkodzą".

http://kobieta.wp.pl/kat,26377,title,Suplementy-diety-moga-byc-szkodliwe,wid,13349292,wiadomosc.html

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/niebezpieczne-suplementy-diety-grozne-ziola,1,4250892,wiadomosc.html



/Grunt to "czytalność" portalu; nawet bzdury są  na miejscu, bo ściągają uwagę/

"Zioła szkodzą"...
No i to prawda! Jak ktoś zje cały worek choćby najzdrowszego ziółka - to mu zaszkodzi, np. dostanie rozstroju żołądka, czy też poważniejszego zatrucia, może i zejdzie z tego świata; a pijąc po kilka/kilkanaście herbatek z mięty może nabawić się problemów z układem pokarmowym - i to dość poważnych. Mięta więc szkodzi i jest niebezpieczna! Taki wysnuwamy wniosek?
Sęk w tym, iż zrzucając wszystkie opowiastki do jednego worka nie pozwala się ludziom na uruchamianie właściwego myślenia opartego o analizę faktów. A jakie one są?

Suplementy diety są lub nie są naturalne

Te pierwsze, stosowane z głową i zaleceniami fachowców bądź tradycyjnej medycyny ludowej, są bezpieczne. Są takie, bo wyrastają z natury - jako i my, czyli nasze organizmy; są bezpieczne bo sprawdzone przez setki i tysiące lat ich stosowania. A medykamenty/suplementy diety przemysłu chemicznego? (np. Rutinoscorbin, Rutinacea, multiwitaminy, kompleksy witamin, itp.) Kilkadziesiąt lat stosowania i... jakie skutki? Rosnąca lista chorób przewlekłych i coraz bardziej schorowane społeczeństwo: 1/3 czy też 1/4 osób to cukrzycy. Toż to totalna klęska wszelakich programów profilaktyki i leczenia! Ale czy pozwala nam się TO zauważyć?! Czy pomaga się nam we właściwym postrzeganiu świata? Jakie jest to właściwe postrzeganie - no właśnie. Odpowiedź jest prosta: w tym omawianym przypadku to, które daje nam zdrowie, które wyzwala w nas działania przynoszące pozytywne skutki. Robimy to, co jest skuteczne, a nie to, co zalecają ci, co sami mają problemy ze zdrowiem. Przypomina mi się przypadek kardiologa, co to miał zawał podczas operacji na sercu dziecka. To brzmi jak groteska: leczy problemy sercowe, a sam je ma. To szopka w stylu: palący papierosy lekarz poucza nas, że należy zdrowo żyć. A co w tym najzabawniejsze: pacjenci go słuchają i płacą mu za to! Ale cyrk...

Ja nie oddaję samochodu do mechanika, który sam jeździ niesprawnym wozem...

Zadajmy sobie pytanie: czy jesteśmy coraz bardziej zdrowi czy też może bardziej chorzy? Zapytajmy siebie samych i oddajmy autorefleksji. Popatrzmy na tego życiowego Matrixa z boku...

Pomyślmy: czy np. jajko może być przyczyną miażdżycy? Od kiedy ta choroba zaczęła gnębić ludzi? Od kiedy stała się "przewlekłą"? - jak to nazwano pięknie by nas oswoić, "uspokoić" czyli i uśpić naszą czujność i ducha poszukiwania czegoś, co nas tego paskudztwa pozbawi. "To choroba przewlekła, tableteczki od tego są - będziemy leczyć". Jak to leczyć, skoro jest przewlekła, czyli "nieuleczalna aż do śmierci"... Raczej chyba "będziemy pani/panu sprzedawać madykamenty i stosować refundowane, nieskuteczne terapie (skoro "przewlekła") aż do zejścia pani/pana z tego świata".
"Nieuleczalna?" - guzik prawda. Tylko trzeba do tego by się pozbyć tych przewlekłych przywar - wykonać RD i RG. RG to Ruszyć Głową, a RD, to... - no zacząć coś robić w tym kierunku.
Miażdżyca stała się chorobą cywilizacyjną, bo cywilizacją ją wywołała. A cywilizacja w tym przypadku to nie cholesterol w zdrowym jajku (zero lub jednyka na stempelku z przodu) tylko uszkodzenia żył przez rtęć, kadm, ołów...: metale ciężkie.

/popatrzcie w domu na żyrandol: ECO żarówki - wszystkie z rtęcią; zastapiły te "nie ECO". Tylko niech ta ECO pęknie: macie rtęć w domu! ... Ładnie przemyca się do naszych mieszkań czynniki wywołujące choroby? Pod płaszczykiem czynienia dobra, ekologii.../

A cholesterol...: razem z wapniem służy naszemu organizmowi do zalepiania uszkodzonych fragmentów żył. No i "opatrunki" narastają zmniejszając światło żył. Cholesterol zaczyna być produkowany w nadmiarze, bo jest sporo ran do opatrzenia na ściankach żył. Podwyższony cholesterol to więc skutek, a nie przyczyna miażdżycy. Po co więc go zbijać? Wcale od tego światło żył nie zwiększa się. Ludzi się po prostu oszukuje.

/polecam wcześniejszy post: Medycyna komórkowa szansą.../

Miażdżyca nam się rodzi nie przez jajko i cholesterol w nim zawarty. Jajko było i w XX wieku, i tuż po Chrystusie, i dużo przed. I przynosiło samo zdrowie. Ale jeżeli obecnie  ludzie jedzą jajka z trójeczką na stemplu, które mają z prawdziwym jajkiem wspólne tylko wygląd i kształt - nic więcej - to wiadomo jakie to zdrowie.
Moja rodzina je jajka od kur biegających u teściów po podwórku; staram się jeść minimum 2 dziennie i na zdrowie nie narzekam.

Ale ale: miało być o suplementach diety. W medialnych rozważaniach w ogóle np. nie rozróżnia się naturalnych witamin od syntetycznych. Śmiem twierdzić, że dla 99,9% osób to to samo.
Fakty są takie, że to zupełnie co innego. Przykład: witamina c. Pisałem o niej w poście dużo wcześniejszym, ale ta syntetyczna (jak i inne syntetyczne witaminy) pozbawiona otoczki enzymowej (poza tym jest lewo i prawoskrętna, a naturalna - tylko lewoskrętna, czyli ta właściwa) powoduje zwiększoną zachorowalność na nowotwory.

Wmawia się też naszej urabianej populacji, że nadmiar witaminy C szkodzi, że można ją przedawkować - co prawdą nie jest.
Proszę mi podać - np. w komentarzu - namiar na choć jedną osobę /przypadek opisany w sieci - bo czego to w sieci nie ma/, u której udokumentowano szkodliwe działanie naturalnej witaminy C.
Sam konsumuję/suplementuję/ naturalną witaminę C w dawkach ok. 10-cio krotnie przekraczających "zalecane" , czyli 60 mg na dobę.
Albo działanie "cyjanku" w pestkach moreli; podaje się "normę spożycia": 2 pestki dziennie. Ta norma jest tylko po to, by nie jeść więcej i nie stosować skutecznej profilaktyki nowotworowej: "on jadł po 2 pestki  i mimo to zachorował - to blef z tą amigdaliną". Fakt jest taki: jakby jadł 20-30 - toby nie zachorował. Czy pestki szkodzą zdrowiu? Szkodzą? Proszę podać przypadek osoby, która zatruła się pestkami. Czekam na komentarz z przypadkiem.
I z drugiej strony: przypadki osób, które zmarły w wyniku stosowania zatwierdzonych procedur leczenia nowotworów na oddziałach onkologicznych - jest tego, oj jest. Proszę choćby zainteresować się książką "Od lekarza do grabarza" Jerzego Maslanky. Przypadek jego teścia.
Sumując podwątek: czekam na wpisy o osobach zatrutych cyjankiem z pestek. Ja zaś znam przypadki osób, które nawet z raka wyleczyły się jedząc te pestki (zapraszam do linka pod moimi postami o amigdalinie).
Ja jem minimum 20 pestek dziennie - i się nie zatrułem. Jak dotąd...;) . I kilka osób, które znam, też "je je". I też żyją. Nawet nieźle.

I jeszcze, by "zniechęcić" do totalnie wszystkich suplementów diety, do ich stosowania (bo po co stosować: ludzie mają chorować - to najlepszy biznes) - podaje się kwotowo wielkość rynku suplementów, rzuca się miliardami w oczy. To niby że co: że to babcie sprzedając zioła się tak nażywają, czy jak? Bo że się nażywają koncerny farmaceutyczne sprzedając lipne syntetyki jako suplementy - to oczywiste. I autorzy takich manipulowanych agitacji odpowiedzą: "no właśnie, to o koncerny przede wszystkim nam chodzi", ale wydźwięk, że to wszyscy się na tym obrzydliwie bogacą, pozostaje.

Jeżeli to przytaczanie wielkości rynku miałoby czemuś obiektywnemu służyć, to dlaczego tu się nie podaje dużo większych liczb związanych z rynkiem procedur medycznych, refundowanych z kasy państwowej, zatwierdzonych do wyłącznego stosowania, a i rynkiem leków, w tym refundowanych, czyli tych, na których stosowanie skazuje się ludzi? A prościej, ogólnie: wielkości rynku farmaceutyków? To są liczby, przy których podawane 2 mld to jak kieszonkowe dziecka do szkoły...

cytat:
"Według Matusewicza, rynek suplementów diety w Polsce to ok. 2 mld złotych"

.. no to chyba ten Pan Matusiewicz to taki mądry...